Notesik jest w bardzo ciekawym, oryginalnym kształci , każda karteczka jest różowa z elementem z Toffy&Joy. Problemem jest to,że te karteczki ciężko się wyrywają, a małe dziewczynki lubią się wymieniać swoimi karteczkami z notesików. Ale poza tym notesik jest bez zastrzeżeń. Kartki są z matowego papieru.
Kup teraz na Allegro.pl za - KARTECZKI Z NOTESIKÓW KRÓL LEW + DONALD MICKEY x14 (13599028966). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
Szukam i kupie karteczki notesowe z lat 90 Osoby posiadające notesy bądź pojedyncze karteczki proszę o kontakt w wiadomości PRYWATNEJ
Karteczki samoprzylepne notes MIX KOLORÓW 1200 szt. od Super Sprzedawcy. Stan. Nowy. 22, 95 zł. Gwarancja najniższej ceny. 31,94 zł z dostawą. Produkt: Karteczki samoprzylepne Office Depot 1200 kartek. dostawa we wtorek.
Informacje o Karteczki z notesików Król Lew Disney6 - 12016055591 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2022-04-24 - cena 31 zł
Kup teraz: Karteczki kolekcjonerskie z lat 90-tych notesiki za 140,00 zł i odbierz w mieście Kraków. Szybko i bezpiecznie w najlepszym miejscu dla lokalnych Allegrowiczów.
. Lata ’90 były wspaniałym okresem, kiedy to Polska w końcu odetchnęła od komunizmu i zaczęły do nas przybywać zdobycze zachodnich ‘cywilizacji’. Szczególnie ten okres miło wspomina rocznik ’80, a zwłaszcza osoby urodzone w jego połowie, bowiem miały szczęście spędzić swoje dzieciństwo w barwnych latach ’ względu na główną tematykę bloga należy zacząć od elektroniki. Był to wspaniały okres w życiu każdego młodego gracza, bo na jego oczach rodziła się i rozwijała nowa forma rozrywki – rozrywka elektroniczna. W domach pojawiły się pierwsze komputery i konsole. Największym powodzeniem cieszyło się Commodore 64 i Atari, a z konsoli Pegasus (czyli piracka wersja NES). Mnie przyznam szczerze trochę ominęły czasy tych pierwszych komputerów i całe podwórko zaczynało od Amigi 500+. To była prawdziwa przyjaciółka gracza. Później pojawiły się PeCety – 286, 386 i 486. Znajomi dzielili się na tych, do których chodziło się pograć na Amidze, albo na tych, u których grało się na Pegasusie. Mimo, że Amiga prezentowała rozrywkę na wyższym poziomie niż Pegasus to muszę powiedzieć, że zawsze takowego zazdrościłem moim rówieśnikom. Ja zostałem w pewnym czasie trochę wyoutowany, bo jako jedyny przesiadłem się z Amigi na mocarnego wtedy PC 486. Miałem nawet kolorowy monitor i głośniki. Teraz to śmieszy, ale wtedy naprawdę nie było to standardowe wyposażenie. Problem mój był taki, ze nikt ze znajomych nie miał PC, co przez pewien czas uniemożliwiało mi wymianę grami. Na szczęście handel oprogramowaniem kwitł w jak na każdym rynku, czy bazarze można było bez trudu dostać każdą najróżniejszą wersję Pegasusa i zakupić jeden z setek rozłożonych na kocu cartridge’y, lub za dopłatą się wymienić. Z komputerami nie było gorzej. W każdym sklepie komputerowym były wielkie segregatory, w których można było przebierać w tytułach gier, jakie można zakupić. Przy każdej była podana ilość dyskietek i płaciło się za nagranie od dyskietki. Jak ktoś nie miał swoich to mógł też oczywiście zawsze zakupić niezbędną ilość dyskietek. Fajniejsi sprzedawcy mieli zamiast prostych czarno – białych spisów gier wycięte całe recenzję z takich pism jak Secret Service, czy Top Secret. Z tamtych czasów pamiętam jeszcze świetny klimat na giełdach komputerowych. Każdego tygodnia w niedzielę można było iść na giełdę i przebierać w setkach ofert różnych sprzedawców poczynając od czasopism, przez gry, a kończąc na sprzęcie komputerowym. Wielu miało na miejscu komputery i od ręki nagrywało wybrane gry. U wielu można było złożyć zamówienie i odebrać później gry gdzieś na mieście. Kilka osób robiło wtedy spisy posiadanych gier w formie elektronicznej i dołączali takie do zamówionych to wszystko funkcjonowało wtedy można powiedzieć legalnie. Działo się tak, dlatego że w Polsce brakowało odpowiednich przepisów o ochronie praw autorskich. Poza tym firmom zbytnio nie zależało na dochodzeniu swoich praw w państwach postkomunistycznych, bo zbytnio nie widzieli u nas na tamtą chwilę dobrego rynku zbytu. Sytuacja taka była im nawet na rękę, a zwłaszcza producentom sprzętu, bo pozwalała na rozkręcenie branży ‘komputerowej’ w Polsce. Dlatego nie należy się dziwić, ze są takie problemy z piractwem, gdyż wiele osób wyrosło w czasach, kiedy gier się po prostu nie dało kupić legalnie w sklepie, bo takowych nie będę już ty opisywał, w jakie hity się wtedy grało, bo rewelacyjnych tytułów na te wszystkie platformy nie sposób wymienić, a pominięcie którejś zaraz by było niewybaczonym błędem wypomnianym w komentarzach. Prawda jest też taka, że sporo się grało w gry, jakie się po prostu zdobyło. Często czuć było, że coś jest niezłym shitem, ale mimo to zawsze się dawało takiej produkcji sporą szansę i grało przez kilka, czy kilkanaście Moje ulubione miejsce z lat ’90 to chyba kiosk. Nie jakiś szczególny, ale każdy. Tam zawsze mogłem za witryną znaleźć coś, na czym warto było zawiesić oko. Oczywiście każdego gracza cieszyły najbardziej magazyny komputerowe. Był to czas największego rozwoju takich kultowych czasopism jak Secret Service, Top Secret, Świat Gier Komputerowych, czy Gambler. Wszystkie miały wiernych swoich fanów gotowych pobić innych za czytanie konkurencyjnej gazetki;) Wtedy takie magazyny miały pierwszorzędne znaczenie, bo tylko z nich gracz mógł się dowiedzieć, w co warto zagrać, jakie są kody do danej gry i jak ją przejść. Innych źródeł informacji poza kolegami nie było. Często, więc traktowało się słowa ulubionych redaktorów jak świętość – skoro Gulash mówi, że Mortal Kombat jest genialne to trzeba za wszelką cenę zdobyć ten tytuł (w tym momencie wiadomo, na jakim czasopiśmie ja się wychowałem). Teksty były luźne i wszystko było prowadzone trochę na zasadzie takiej kumpelskiej czy rodzinnej atmosfery. Bardziej liczył się klimat i zabawa niż marketingowe podejście do odbiorcy. Żeby nie było, że idealizuje to od razu zaznaczę, że nie zawsze było to dobre i często się odbijało na niskiej jakości tekstów lub jakiś dziwnych, nietrafionych kioskach oprócz magazynów komputerowych można było jeszcze znaleźć komiksy. Zasadniczo liczyły się dzieła dwóch wydawnictw DC Comics i Marvel. Ja zdecydowanie wolałem to drugie. DC Comics to głownie Batman i trochę tandetny Superman. Marvel miał większe grono odbiorców. Można wymienić takie kultowe serie jak choćby Spider-Man, X-Men, Punisher, czy specjalne, co miesięczne wydanie Marvel Mega. Były też produkcje dla nieco młodszych osób w postaci komiksu Kaczor Donald, którego mimo posiadania ogromnej kolekcji dzieł od Marvela także lubiłem czytać. Na samym początku lat ’90 był przed Kaczorem Donaldem komiks Myszka Miki. Natomiast około połowy lat ’90 zaczęto wydawać komiks Gigant, taka większa wersja Kaczora Donalda. Z czasem do Donalda cyklicznie dodawano różne gadżety – gry planszowe, zestawy szpiega sposób też nie wspomnieć o takich gazetach jak Bravo, czy Popcorn, które masowo kupowały głównie nastolatki, szukające nowych informacji o ich ulubionych Backstreet Boys. Było też wydanie specjalne Bravo Sport, skierowane głównie do fanów piłki powodzeniem cieszyły się też małe gazetki z dowcipami. Ja kupowałem Dobry Humor, który posiadał rewelacyjne rysunki Sadurskiego. Były też Super Dowcipy itp. Ciężko to sobie przypomnieć, bo każda nazwa była bardzo czasu spędzało się na zabawach z rówieśnikami na podwórku. To co było najlepsze w tamtym okresie to, że nie dzwoniło się wcześniej, nie pisało sms’ów (bo nie było komórek) tylko szło się do kumpla, dzwoniło domofonem, a on mówił, że za 2min jest na dole. Ewentualnie mogło go nie być i wtedy było wiadomo, że jest na jednej z dwóch ulubionych miejscówek, lub też siedzi u innego kumpla i grają na kompie. Mimo, że były komputery i konsole to wydaje mi się, że więcej czasu się spędzało na zabawach na podwórku. Może przez to, że właśnie jak już wspominałem wcześniej nie było tak dużego dostępu do gier, więc te same tytuły w końcu się nudziły, a może też ze względu na standard rozrywki. Stare gry jakkolwiek wspaniałe to jednak nie wciągały tak mocno jak nowe produkcje, bo ciężko się utożsamiać z kilkoma pikselami na ekranie i wczuć się jakby się było w środku i zabaw podwórkowych było całe mnóstwo. Rządziła jak zawsze piłka nożna. Gdy było za mało osób to grało się w ‘jedynki’ (różne już nazwy na to słyszałem) – jedna osoba stała na bramce, a reszta starała się strzelać gole konstruując akcje w taki sposób, że nie wolno było dotknąć piłki dwa razy pod rząd. Dotknięcie piłki więcej niż raz lub wybicie jej poza boisko oznaczało obowiązek zamiany z dotychczasowym bramkarzem. Grało się do iluś goli, a później były strzelane karne temu, kto zakończył rozgrywkę na bramce. Z karnymi łączyła się jakaś kara – u nas była to liczba „kołowrotków”, czyli kręcenia się skulonym bardzo szybko wokół siebie przy odpowiedniej asyście kolegów. Przelicznik 1 wpuszczony karny – 5 kołowrotków. Kultowe wtedy były prymitywne gumowe korki do gry w piłkę. Niektórzy wbijali w nie pinezki, żeby się za szybko nie się też w chowanego, czy podchody. Jak się miało akcesoria w postaci pistoletów to można było tworzyć drużyny i walczyć niczym na wojnie. Natomiast na rowerach można było bawić się w policjantów i złodziei i ganiać jak wariaci w koło podwórka. Przyszła też w pewnym czasie moda na rolki i całe podwórko w nich można nie wspomnieć o kultowej grze w piaskownicy, jaką były kapsle. Pstrykanie kapsli to było to. Szczególnie jak się je wcześniej przygotowało naklejając do środka flagę danego państwa i polerując spód, żeby miał lepszy poślizg. Inną grą piaskownikową był „nóż”. Trzeba było rzucać różnymi sposobami tak, żeby nóż się wbił w ziemię. Udana próba oznaczała przejście do kolejnego rzutu i tak na zmianę, aż zeszło się ze wszystkich sekwencji. Skuszenie oznaczało konieczność powtórzenia tego samego rzutu w następnej komputerów w tamtych czasach królowała jeszcze jedna forma rozrywki, która obecnie powraca do łask – gry planszowe. Wydawnictwa gier planszowych miały się wtedy dobrze i dostarczały wielu świetnych przebojów takich jak Magia i Miecz, Wampir, Przekleństwo Mumii, Batman, Eurobusiness (czyli polski Monopoly) i wiele rzeczyW tym akapicie zrobię mały mishmash tego, co jeszcze kojarzy mi się z latami ’90. Pamiętam manię na czapki zespołów z NBA. Śmieszne było sprawdzanie oryginalności tych produktów poprzez liczenie szwów. Ostatecznie i tak się okazywało, że każda jest oryginalna, bo praktycznie każdy kupował na tym samym rynku, więc głupio by było kwestionować nieoryginalność jak się posiadało praktycznie taką samą. Teorii na temat ilości szwów, jaka oznacza oryginalność była, więc cała szkołach panowała moda na zbieranie karteczek do segregatorów lub takich z małych notesików i wymiana nimi w celu zgromadzenia jak największej kolekcji. Popularne było też zakładanie ‘złotych myśli’, czyli zeszytu z zestawem pytań, na jakie musieli odpowiedzieć nasi znajomi. Zbierało się również samochody, czy inne pojazdy z gum Turbo, ‘gwiezdne monety’ Tazo, czy historyjki z gumy Donald. Wiele tego było. Będąc przy słodyczach pamiętam kultowe napoje w woreczkach foliowych, czy napój Frugo. Ze słodyczy prym wiodły wafelki Kuku-ruku (który miały w środku naklejki) i chipsy ’90 był to piękny okres w życiu osób urodzonych w latach ’80. Większość pewno się ze mną zgodzi. Natomiast, czy miał na to wpływ klimat lat ’90, czy po prostu to, że na ten okres przypadło nasze beztroskie dzieciństwo, nie wiadomo. Raczej skłaniałbym się ku twierdzeniu, że każdy będzie z sentymentem wspominał czasy, kiedy miał naście lat i biegał sobie z kolegami bez zupełnie żadnych obowiązków i kłopotów na głowie. Jedno, z czego się najbardziej cieszę to, że mogłem żyć w czasach w których zacząłem zabawę z komputerem od postaci składających się z 10 pikseli, a obecnie mogę zagrywać się w fotorealistyczne strzelanki w stylu Call of Duty, Crysis, czy Battlefield. Można powiedzieć, że historię elektronicznej rozrywki rocznik ’80 ma we sobie sprawę, że w artykule pominąłem jeszcze wiele ważnych i kultowych rzeczy z lat ’90, ale nie sposób tego wszystkiego wymienić, bo co chwila przypomina się coś nowego. Można by wręcz napisać całą encyklopedię o latach ’90.
Mam do sprzedaży około 325 pięknych karteczek w bardzo atrakcyjnej cenie (niektóre widoczne na zamieszczonych zdjęciach). Karteczki są w bardzo dobrym stanie, prawie żadna nie posiada dziurek, co pozwala na decyzję posiadacza czy woli zrobić dziurki i włożyć karteczki w segregator czy preferuje umieszczenie karteczek w albumie lub innym wybranym miejscu. Karteczki któe sprzedaję to unikat, przedstawiają głównie motywy z bajek disneya popularnych w latach 90-tych. To prawdziwa gratka dla zbieraczy i zawierają motywy z bajki:- Król Lew- 101 dalmatyńczyków- Myszka Miki- Kaczor Donald- Piotruś Pan- Kubuś Puchatek- Aladyn- Inne
Dzień dziecka to idealna pora na to, by trochę się na blogu wyluzować i poruszyć temat łatwy, lekki i przyjemny. Oddaję się zatem wspomnieniom na swój własny temat i zapraszam do sentymentalnej wycieczki w przeszłość, pod hasłem: „jakim dzieckiem byłam”. Może po lekturze podzielicie się swoimi opowieściami? Mały geniusz – nie miałam skończonych czterech lat, gdy nauczyłam się płynnie czytać, grać w szachy i rozwiązywać zadania matematyczne. Zamiast godzinami oglądać bajki, wolałam odpalać na Commodore gry edukacyjne, czytać encyklopedie i słowniki, „bawić się” mikroskopem itd. Wojownik – regularnie tłukłam się z bratem, raz nawet odgryzłam mu kawałek skóry z przedramienia. Podobno wszczynałam również awantury o to, kto jest panią piaskownicy. Oczywiście miałam nią być ja, a nie jakieś małolaty. Łobuz – wspinanie się na drzewa i płoty, wkradanie na działki i pola budowy, podkradanie gum w sklepach, straszenie dzieci satanistami i „diabłem z czarnej limuzyny” – mhm, tak, to wszystko ja. Poszukiwacz przygód – organizowanie zabaw w podchody, przeszukiwanie „niezbadanych” terenów, budowanie szałasów, poszukiwanie zwierzątek, którym można nieść pomoc – wymyślałam tego całe mnóstwo, o nudzie nie mogło być wtedy mowy. Kaczkofan – od gazety „Kaczor Donald” byłam wręcz uzależniona. Kiedy wyjechałam na wakacje w kioskach pojawił się numer z mapą układu słonecznego i rodzice zapomnieli go dla mnie kupić. To, że do dziś pamiętam szczegóły tego okrutnego zdarzenia niech będzie dowodem na to, jak bardzo Donald był dla mnie ważny. Człowiek z misją – w którymś momencie swego dziecięcego życia nabrałam przekonania, że dorośli potrzebują przygody i radości. Wtedy też zaczęłam tworzyć mapy osiedla z oznaczonymi na nich miejscami, w których ukrywałam małe skarby. Te mapy podrzucałam ludziom na balkony i do skrzynek na listy, licząc, że ochoczo wyruszą na poszukiwania skarbów. Tancereczka – moje wywijanie w rytm przedstawionej poniżej piosenki stało się w rodzinie już legendarne: A poza tym to z miłości do tańca nie wyrosłam nigdy – na szkolnych i kolonijnych dyskotekach zawsze robiłam megashow! Przedsiębiorcza bestia – już w podstawówce dorabiałam sobie handlem perfumami własnej roboty (woda, trawa, płatki roślin, odrobina maminych perfum i takie tam) albo wydawaną przez siebie gazetką. Kasę trzeba było trzepać od małego, a co! Zbieracz – jak większość wychowanych w cudownych latach dziewięćdziesiątych zbierałam, co się dało: karteczki z notesików i karteczki do segregatorów, naklejki z lizaków, historyjki z gum, karty telefoniczne, bilety i wiele innych cudów. Marzycielka – na przestrzeni lat wymarzyłam dla siebie różne zawody: projektantka mody, archeolog, botanik, piłkarka, nauczycielka polskiego, dziennikarka – coś tam z tego w głowie zostało, skoro skończyłam polonistykę i robię to, co robię. Ściemniacz – miałyśmy z przyjaciółką dość dziwne zajęcie. Notowałyśmy w kalendarzach mnóstwo aktywności fizycznych w stylu zawodów jeździeckich, turniejów piłkarskich/siatkarskich/tenisowych itd., po czym opowiadałyśmy o nich na głos w tłumie ludzi. Tak, jakby ktokolwiek miał uwierzyć w prawdziwość dialogu: „Karolino, musimy się dziś spakować, coby jutro o 10 być na korcie tenisowym, o 15 na turnieju siatkówki, a wieczorem zaliczyć ten zaległy trening karate”, „Masz rację Klaudyno, szczególnie, że w środę o 12 czeka nas nasz wielki wyścig kolarski, a o 16 zajęcia z szermierki”. Hihi, haha! Kibic – miłość do sportu jest u nas rodzinna, zatem kibicowaniem trudniłam się od małego. Mieszkanie w sąsiedztwie stadionu żużlowego pozwalało na ciągłe bywanie na treningach i meczach. Niesamowite, ale do dziś pamiętam, jak zachowywałam się na stadionie i jak silne emocje już wtedy to u mnie wywoływało. „Pływak” – do dziś nie mam pojęcia, dlaczego weszłam do gigantycznej kałuży i pływałam w niej, by podawać ludziom rzucane przez nich puszki… /w tym momencie zaśmiewam się i przybieram pozę 'facepalm’/ A teraz jestem mamą… Dzieciństwo uleciało tak błyskawicznie i teraz może być już tylko wspomnieniem. Mam nadzieję, że moja Zońka za kilkanaście-kilkadziesiąt lat będzie mogła z podobnym sentymentem i uśmiechem błąkającym się po twarzy wspominać swoje dziecięce lata. Bardzo żałuję, że świat zmienił się aż tak bardzo, bo każdemu życzyłabym wychowywania się w barwnych latach dziewięćdziesiątych, kiedy dzieciaki spędzały 2/3 doby na podwórku – bez laptopów, tabletów, ajfonów i innych cudów, które tak bardzo je teraz absorbują. Mogę chcieć wychowywać dziecko bez współczesnych bajerów, ale wiem, że to się nie uda – tak jak ja byłam dzieckiem swoich czasów, tak i Zońka będzie dopasowana do miejsca i czasu, w którym przyjdzie jej dorastać. Mam tylko nadzieję, że odziedziczy po mnie choć odrobinę ciekawości świata i chęci nieustannego poszerzania wiedzy, a po tacie niebywałe umiejętności rysunkowe. To takie fajne móc chłonąć wszystko, co oferuje nam świat… Jeżeli chcecie więcej sentymentalnych wycieczek w przeszłość, przypominam o bardzo dawnym rankingu: Top 10: ulubione symbole dzieciństwa i przygotowanej przeze mnie playliście Best of ’90 – najlepsze piosenki lat dziewięćdziesiątych. Teraz Wasza kolej! Jakimi byliście dzieciakami? ]]>
karteczki z notesików lata 90