Dziady 3 quiz for 1st grade students. Find other quizzes for Education and more on Quizizz for free! Skip to Content. Enter code Log in Sign up Enter code Log
Dziady - inaczej nasi przodkowie. Według wierzeń ludu błąkali się po ziemi, często zaklęci w różne przedmioty, zwierzęta, owady. Aby im pomóc, w okolicach cmentarza w nocy z 31 października za 1 listopada, urządzano ucztę na którą zapraszano duchy.
Dziady cz. III - scena VI - streszczenie. Senator Nowosilcow zasypia, a przy jego łożu zjawiają się diabły. Wysłannicy piekła wiedzą, że carski aparatczyk od dawna jest już przeznaczony piekłu, postanawiają jednak zabawić się jego kosztem. Znajdują lubość w dręczeniu duszy Senatora wizjami potępieńczego ognia i mąk.
DZIADY III. Prolog:-> 1 XI 1823 r.(wigilia Zaduszek) - data mierci Gustawa i narodzin Konrada, data przemiany Gustawa w Konrada, oznaczajca koniec dotychczasowego okresu ycia bohatera; zerwanie z przeszoci, odnalezienie sensu ycia, wyjcie z krgu samotnego cierpienia i wejcie na now drog ycia, do ycia z ludmi, dla ludzi, dla ojczyzny,-> bohater odnalaz swoje miejsce w yciu w chci powicenia si
3.* Podaj tytuły zacytowanych w zadaniu 2 utworów. A. Oda do młodości B. cz III dziady C. liryki lozańskie. 4.* Które z podanych przytoczeń wskazuje na element biografii Adama Mickiewicza? C „Litwo! piały mi… Wersja A. 5.* Dlaczego to księdzu Piotrowi, a nie Konradowi Bóg dał wizję przyszłych losów Polski?
A Disney Halloween Hosted by Snow White's Magic Mirror (1981) Disney's Halloween Treat (1982) House of Mouse. "Halloween with Hades" (Season 3, Episode 23) (2003) "House Ghosts" (Season 3, Episode 24) (2003) "Disney's Magic Bake-Off: Zombies" (2021) Disney Sing-Along Songs. "Happy Haunting - Party at Disneyland!"
. W WILNIE - SALA PRZEDPOKOJOWA; NA PRAWO DRZWI DO SALI KOMISJI ŚLEDCZEJ. GDZIE PROWADZĄ WIĘŹNIÓW I WIDAĆ OGROMNE PLIKI PAPIERÓW - W GŁĘBI DRZWI DO POKOJÓW SENATORA. GDZIE SŁYCHAĆ MUZYKĘ - CZAS: PO OBIEDZIE - U OKNA SIEDZI SEKRETARZ NAD PAPIERAMI; DALEJ NIECO NA LEWO STOLIK, GDZIE GRAJA W WISKA - NOWOSILCOW PIJE KAWĘ; KOŁO NIEGO SZAMBELAN BAJKOW, PELIKAN I JEDEN DOKTOR - U DRZWI WARTA I KILKU LOKAJÓW NIERUCHOMYCH. SENATOR (do Szambelana) Diable! quelle corvée! - przecież po obiedzie. La princesse nas zwiodła i dziś nie przyjedzie. Zresztą, en fait des dames, stare, albo głupie: - Gadać, imaginez-vous, o sprawach przy supie! Je jure, tych patryjotków nie mieć a ma table, Avec leur franc parler et leur ton detestable. Figurez-vous - ja gadam o strojach, kasynie, A moja kompanija o ojcu, o synie: - "On stary, on zbyt młody, Panie Senatorze, On kozy znieść nie może, Panie Senatorze, On prosi spowiednika, on chce widzieć żonę, On..." - Que sais-je! - piękny dyskurs w obiady proszone. Il y a de quoi oszaleć; muszę skończyć sprawę I uciec z tego Wilna w kochaną Warszawę. Monseigneur mnie napisał de revenir bientot, On się beze mnie nudzi, a ja z tą hołotą - Je n'en puis plus - DOKTOR (podchodząc) Mówiłem właśnie, Jaśnie Panie, Że ledwie rzecz zaczęta, i sprawa w tym stanie, W jakim jest chory, kiedy lekarz go nawiedzi I zrobi anagnosin. Mnóstwo uczniów siedzi, Tyle było śledzenia, żadnego dowodu; Jeszcześmy nie trafili w samo jądro wrzodu. Coż odkryto? wierszyki! ce sont des maux legers, Ce sont, można powiedzieć, accidents passagers; Ale osnowa spisku dotąd jest tajemną, I... SENATOR (z urazą) Tajemną? - to, widzę, Panu w oczach ciemno! I nie dziw, po obiedzie - więc, signor Dottore, Adio, bona notte - dzięki za perorę! Tajemną! sam śledziłem i ma być tajemną? I vous osez, Docteur, mówić tak przede mną? Któż kiedy widział formalniejsze śledztwa? (pokazując papiery) strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 - - 19 - - 20 - - 21 - - 22 -Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnijZobacz inne opracowania utworów Adama Mickiewicza:Konrad Wallenrod - Pan Tadeusz - Ballady i romanse - Sonety krymskie
Dziady – Część III – Przedmowa Streszczenie Dziady część III w formacie pdf, do ściągnięcia na dysk. Polska od pół wieku znajdowała się pod tyranią zaborców. Począwszy od 1822 roku rozpoczęła się walka zaborcy rosyjskiego z Polskością na dawnych ziemiach Rzeczpospolitej. Wyróżniającymi się wykonawcami tej polityki byli carewicz Konstanty oraz senator Nowosilcow. Ten ostatni zaczął od pognębienia dzieci i młodzieży polskiej. W Wilnie działały wtedy towarzystwa uczniowskie, mające na celu zachowanie Polskości. Choć rozwiązały się one przed przybyciem senatora do Wilna, ten nie zważając na to, wytoczył ich członkom procesy. Wiele młodzieży aresztowano, a po rozprawach, na których nie dano im możliwości obrony, zesłano w głąb Rosji. Jak do tej pory wiadomo jest o jednym, który stamtąd powrócił. Zamknięto też kilka szkół a uczącym się w nich zakazano w przyszłości brać udział w życiu obywatelskim. Wszelkie urzędy były dla nich zamknięte. Autor w tym dziele chciał przedstawić ówczesne wypadki, mając nadzieję, że dzięki temu ten umęczony naród otrzyma pamiątkę swoich dziejów. Dziady – Część III – Litwa Prolog Więzień w więziennej celi, która znajduje się w klasztorze ks. Bazylianów (przerobionym na więzienie), śpi oparty o okno. Anioł Stróż stoi nad nim i narzeka, że choć chciał mu pokazać niebo i ustrzec od niebezpieczeństw to nie mógł tego uczynić, ponieważ więzień albo zapominał o tym co widział we śnie, albo interpretował całkiem inaczej jego objawienia i przestrogi. Jak stanie on teraz przed jego matką, która wiele razy prosiła go o opiekę nad jej synem? Więzień tymczasem budzi się i zastanawia nad tym jak to się dzieje, że zapada noc i wschodzi słońce. Czym jest sen, czy tylko wspomnieniami, jak mawiają mędrcy, czy może czymś innym? Nie! Dla niego sen nie jest pamięcią. Jest męką, od której uwolnić się nie może. Zapada w drzemkę. Pojawiają się duchy nocne, które mówią, że tutaj w więzieniu noc jest cicha i spokojna, a w mieście trwa zabawa. Anioł mówi zaś, że uprosił on Boga aby więzień znalazł się w zamknięciu i mógł zastanowić się nad swoim przeznaczeniem. Duchy cieszą się nocą. W dzień Bóg nie pozwala im na wiele. W nocy mogą kusić każdego i sprowadzać na złą drogę. To właśnie chcą zrobić z więźniem. Anioł mówi im, że modlono się za niego i niedługo będzie musiał być uwolniony. Duchy i Anioł toczą walkę o to jakie myśli zwyciężą w głowie więźnia. Ten budzi się i mówi, że wie iż będzie uwolniony. Nie wie skąd ta myśl przyszła mu do głowy. Jest jednak tego pewny. Pisze na ścianie nekrolog Gustawa, oznajmiając jednocześnie, że narodził się Konrad, dawniej Gustaw nieszczęśliwy kochanek, teraz bojownik o sprawę narodową. Jeden z duchów mówi, że gdyby ten i każdy inny człowiek znał siłę swojej myśli i wiary, mógłby tylko przy ich pomocy obalać i podźwigać trony. Dziady – Część III – Akt I – Scena I O północy z cel wychodzą więźniowie i zmierzają na spotkanie. Pierwsi pojawiają się Jakub i Adolf. Później Żegota, Konrad, ks. Lwowicz, Sobolewski oraz Frejend i Tomasz. Postanawiają udać się do celi Konrada, która przylega do kościoła. Tam zamierzają razem spędzić święta. Następnego dnia jest Boże Narodzenie. Kapral, który jest Polakiem i byłym legionistą pozwala im na to, sam ryzykując. Gdy znajdują się na miejscu ksiądz pyta Żegotę jak to się stało, że się tu znalazł. Ten odpowiada, że zabrali go z domu. Od jakiegoś juz czasu w Wilnie prowadzone było śledztwo. Co noc wraz z bliskimi obawiał się najścia. Nikt nie wiedział o co chodziło w śledztwie. Wszystkich uświadomił Tomasz, który mówi że na Litwie zjawił się Nowosilcow i aby odzyskać łaskę cara, którą stracił w Polsce, musi znaleźć jak najwięcej spisków. Ich wina jest już przesądzona. Jedynym wyjściem jest poświęcić kilku towarzyszy. On, który stał na czele towarzystwa, będzie pierwszym. Trzeba wybrać jeszcze kilku, sieroty, starców, nieżonatych i ich poświęcić. W ten sposób może uda się uratować resztę. Nikt z nich nie wie jak długo już tu są i jak długo jeszcze posiedzą. Frejend opowiada o Tomaszu, który jest tu już od dłuższego czasu. Przeżył głodówkę i liczne choroby. Czuje się tu teraz jak w domu. Przywykł do jedzenia, którym wytruć można by szczury i do powietrza więziennego. Świeże go otumania i przyprawia o zawrót głowy. Frejend rozczula się i mówi, że on zrobiłby wszystko żeby ocalić takich ludzi jak Tomasz i Konrad. To oni powinni żyć i rozlewać swój zapał na uciemiężonych przez Moskali ludzi. Zmieniają temat rozmowy. Pytają się o wieści z miasta. Ma je Jan, ale nie jest skory do opowiadania. W końcu zaczyna mówiąc, że widział jak dwunastoma kibitkami wywożono studentów ze Żmudzi na Sybir. Wokół zebrało się wielu ludzi. Nastrój był ponury, a wokół pełno wojska. Wśród więźniów były i dziesięcioletnie dzieci. Był i Janczewski, jeszcze niedawno młodzieniec swawolny, teraz w kajdanach człowiek dumny. Pokazywał, że mu żelazo nie bardzo ciąży, a gdy mijali ludzi krzyknął „Jeszcze Polska nie zginęła”, machając kapeluszem. Tak go zapamiętał Jan i pamiętać zawsze będzie. Potem ruszyły pozostałe kibitki, niektóre z więźniami ledwie żywymi. Tak śledztwo carskie wyciągnęło z nich życie. Na schodach kościoła żegnał wszystkich ksiądz, który wyszedł z pustego kościoła. Po tej opowieści zapada dłuższe milczenie. Pierwszy odzywa się Józef, który mówi że słyszał o krwawych i okrutnych wojnach, ale car prowadzi wobec nich najgorszą. Chyba sam szatan podpowiada mu co robić. Ksiądz Lwowicz chce zmówić pacierze za tych co stracili życie i za tych, którzy idą na śmierć. Jankowski jednak mówi, że drwi sobie z jego wiary. Oni tu siedzą w więzieniach, wielu ginie, a na świecie dalej są cary i inni jemu podobni. Więźniowie nie chcą już o tym słuchać. Chcą, żeby ich ktoś rozerwał. Pierwszy czyni to Żegota. Opowiada bajkę o tym jak diabeł chciał pozbawić ludzi zboża, zakopując je. Zdziwił się gdy na wiosnę wyrosły z ziarna kłosy. Morał jest taki, że kto chciałby oszukać Boga, oszuka sam siebie. Następny występuje Jankowski, który śpiewa. W pieśni wątpi w pomoc Maryi. Gani go za to Konrad, który tego jednego imienia nie pozwoli szargać. Jego słowa podchwytuje Kapral, który dołączył do nich. Opowiada jak to będąc w legionach, w Hiszpanii, pijąc z Francuzami zganił ich, że bluźnili i oczerniali imię Maryi. Nie doszło do zwady, ale rano wszyscy oprócz niego mieli poderżnięte gardła. To gospodarz tak ich załatwił. Kapral znalazł w czapce kartkę napisaną po łacinie. Stało na niej „Vivat Polonus, unus defensor Mariae”, czyli wiwat Polak, jedyny obrońca Maryi. Tak ocaliła go ona. Kolejną piosenkę śpiewa Feliks. Jest ona o carze i nadziejach na to, że znajdzie się ktoś kto się go pozbędzie. Jedynie Konrad nie słucha śpiewu. Siedzi zasępiony, co zauważa Suzin. Wszyscy wiedzą co to znaczy. Oto dusza jego poleciała na spotkanie z innymi. Frejend szybko dobywa flet, zaczyna grać, a Konrad rozpoczyna swoją pieśń. Śpiewa o tym, że muszą zabić swojego wroga. Nie ważne czy zrobią to z Bogiem, czy wbrew niemu. Później jego duszę sprowadzą do piekła i tam razem z nią zostaną. Ta pieśń przeraża księdza. Nazywa ją pogańską. Kapral idzie dalej i mówi, że jest to pieśń szatańska. Konrad śpiewa jednak dalej. Widzi teraz przyszłe wydarzenia. Właśnie zaczął mierzyć się z krukiem, ale przerywają mu towarzysze. Na zewnątrz słychać dzwonek. Otwarto bramę. Wszyscy uciekają do swoich cel, zostawiając omdlałego Konrada samego. [metaslider id=1923] Dziady – Część III – Akt I – Scena II Improwizacja Konrad po długim milczeniu zaczyna swój monolog. Mówi, że jego pieśni nie są dla ludzi gdyż słowo nie może oddać tego co dusza chciałaby powiedzieć. Jego pieśniom niepotrzebne są ani usta ani uszy. Ludzie jej nie zrozumieją i słyszeć nie muszą. Przeznaczona ona jest dla Boga i dla natury. Wzbija się ona do gwiazd, a brzmią w niej głosy wielu umęczonych pokoleń. Pieśń ta to siła. Nieśmiertelność. Tą nieśmiertelność tworzy właśnie Konrad. Myśli, które powstają w głowie są jak jego dzieci. Czy Bóg stworzył kiedyś coś lepszego. To on, Konrad, jest mistrzem. Nie mogą się z nim równać żadni poeci. Choćby zebrali wszystkie pochwały i oklaski ze wszystkich stuleci to nie poczuliby się tak szczęśliwi, tak pewni własnej siły, jak Konrad, który śpiewa tutaj, w tej celi, tylko dla siebie. To dzisiaj jest jego chwila. Chwila, w której okaże sie jakie jest jego przeznaczenie. Czy jest tylko dumny, czy faktycznie najsilniejszy. Dzisiaj jego dusza opuści ciało i wzbije się tam gdzie dociera tylko Bóg i natura. Na ziemi pozostała jego miłość. Nie jest to jednak miłość do jednej osoby. On umiłował cały naród i postanowił podźwignąć go i uszczęśliwić. Ma on taką samą siłę jak Stwórca. Nie dostał jej od nikogo. Po prostu ją ma, tak jak i On ją ma. Konrad dzięki tej sile ma wpływ na naturę. Nie słuchają go tylko ludzie, na których w niebie właśnie szuka sposobu. Chce nimi rządzić tak jak robi to Bóg. Chce, żeby bezwiednie spełniali jego wolę i żeby dzięki temu byli szczęśliwi. A jeżeli nie, to niech zginą i przepadną. Zwraca się do Boga, żądając od niego aby dał mu władzę. Władzę nad duszami. Wtedy swoją pieśnią stworzy naród jakiego On nie stworzył. Przybył tu właśnie po to, choć nigdy nie spotkał sie z Bogiem. Zgaduje tylko, że jest on gdzieś. Chce, żeby dał on mu jakiś znak. Chce mieć władzę! Konrad milczy długo. W końcu nazywa Boga kłamcą. Mówi, że nie miłością on włada. To mądrość sprowadza władzę. Serca tylko cierpią. Ten tylko człowiek posiądzie część siły Boga, kto posiadł wiedzę i zajął się nauką. Świat, życie, śmierć, dzieje na przestrzeni wieków, to tylko iskry i chwile. Z boku odzywają się głosy. Głosy diabłów, które chcą zgubić Konrada i aniołów, które chcą go bronić. Konrad tymczasem mówi, że chce rozpalić tą iskrę i rozniecić ogień. Chce wydłużyć tą chwilę tak, żeby stała się wiecznością. Wzywa jeszcze raz Boga. Chce żeby mu pomógł. Gdy nic się nie dziej, grozi mu, że wyda bitwę gorszą od tej jaką stoczył on z szatanem. Diabeł walczył bowiem rozumem. On wyzwie go na serca. Jego serce przecierpiało wiele na ziemi. To on, Bóg, wybrał dla niego taką drogę. Drogę cierpienia. A wtedy nie podniósł on swoich rąk przeciw niemu. Głosy z boku. Jedne zachęcają go do działania, drugie mówią, że wpadł w szał. Teraz on i naród to jedno. Nazywa siebie Milijon, bo cierpi za miliony. Jest jak matka, która kocha swoje dzieci pomimo cierpienia podczas porodu. Zwraca się znowu do Boga, mówiąc że jeżeli to prawda, że kocha on wszystkich, że stworzył świat z miłości i dotąd nie pozwolił mu zginąć i że nie był to jakiś błąd lub przypadek, to zaklina go raz jeszcze, żeby dał mu władzę. Dzięki temu stworzyłby wiele szczęścia. Czy jeszcze nie widzi, że może to zrobić? Że zna go lepiej niż jego archanioły? Jego uczucia zamknięte są w jego woli, a ta jest jak pocisk, który wylatuje z działa. Niech się do niego odezwie, bo ten pocisk trafi w jego państwa. Bo krzyknie że nie jest ojcem świata ale … Carem – dopowiada diabeł. Konrad mdleje. Zlatują się złe duchy, które chcą go zabrać do piekła. Nie mogą jednak tego zrobić, ponieważ ktoś modli się za niego. Jeden z nich zły jest, że już go prawie mieli. Bodzie rogami tego, który jest odpowiedzialny za to, że Konrad się im wymknął. Strąca go do piekła. Kryją się, gdy pojawia się klecha i inni. Dziady – Część III – Akt I – Scena III Pojawiają się Kapral, bernardyn Piotr i Więzień. Widzą Konrada lezącego na ziemi i miotającego się. Więzień chce mu pomóc i położyć na łóżku. Ksiądz zaczyna się modlić, a Kapral stwierdza, że widział co się tu działo. Tylko modlitwa może pomóc leżącemu. Dlatego pobiegł po bernardyna. Źle się dzieje z tym człowiekiem. Słyszał co śpiewał on i mówił, choć znaczenia nie zrozumiał. Zanim został wzięty w rekruty był w legionach. Widział wielu konających i ich pośmiertne twarze. Według niego są one przepustką na tamten świat. Wystarczy spojrzeć na takie oblicze i już wiadomo co się będzie działo ze zmarłym po śmierci. Widział twarz Konrada i nie podoba mu się ona. Każe Więźniowi zostawić go z księdzem. Oni zajmą się ratowaniem chorego. Więzień odchodzi, a wtedy Konrad zrywa się i znowu woła i krzyczy. Mówi o otchłani, upadku i rozpaczy. Ksiądz chce go powstrzymać. Każe Kapralowi opuścić celę. Konrad tymczasem mówi o swoich wizjach. O szatanie, który kusi jego i kusi innych. Mówi, że nie pozostało im nic innego jak popełnienie samobójstwa. Zachęca do tego innego więźnia, którego widzi w wizji. Mówi, że wskaże mu drogę. Ksiądz tymczasem zaczyna egzorcyzmy, wzywając diabła do opuszczenia tego ciała. Diabeł odzywa się. Mówi, że odejdzie byleby tylko przestał. Ksiądz Piotr stwierdza, że ciało Konrada to jego więzienie. Tam złapał go Bóg, a teraz musi mówić prawdę. Duch zaczyna mówić, ale używa różnych języków. Francuskiego, niemieckiego, łaciny … Mówi, że Konrad to mędrzec a on był jego nauczycielem. Dumny jest z tego. Gdy bernardyn ponownie zaczyna się modlić obiecuje, że będzie już mówił prawdę. Diabeł mówi, że widział zwierza w Rzymie. Ksiądz nie wierzy mu i znowu męczy modlitwą. Ten zapewnia go, że tak było. Chce już powiedzieć wszystko. Ta dusza, do której wszedł nie jest najwygodniejsza. Zaczyna jednak znowu lawirować, schlebiać księżulkowi. Ten jednak nie daje się zwieść, ale przerywa modlitwę, z czego diabeł jest zadowolony. Mówi, że zna już jego moc. Wyspowiada mu się. Zaczyna od tego, że może mu ukazać przyszłość. Ksiądz nie jest jednak zainteresowany. Znowu rozpoczyna modlitwę. Diabeł pyta go, dlaczego go tak męczy. Przecież jest on tylko prostym wykonawcą rozkazów. To Szatan rządzi wszystkim, wydaje rozkazy. On musi je wykonywać. To wszystko. Zaczyna użalać się nad sobą. Nagle mówi, że jutro ksiądz będzie bity. To sprawia, że modlitwa księdza staje sie bardziej intensywna. Duch prosi go, żeby zaczekał, nie męczył go tak strasznie. Ten jednak ponawia pytania, które zadał na początku. Gdzie jest więzień, którego chce doprowadzić do samobójstwa? Duch odpowiada, że nie w Rzymie, jak mówił poprzednio, ale w nieodległym klasztorze Dominikanów. Pod naciskiem i w mękach mówi, że aby go ocalić potrzebny jest chleb i wino. Ksiądz rozumie już wszystko. Pójdzie do niego z ciałem i krwią Pana. To uleczy więźnia. Nakazuje teraz i pozwala odejść duchowi. Ten znika szybko. Konrad budzi się jakby ze snu. Pyta się kto podał mu rękę. Kto zlitował się nad nim choć on tak wielkim jest grzesznikiem. Ksiądz odpowiada, że choć szatan splugawił jego usta to jest jeszcze nadzieja na ratunek. Konrad odpowiada, że wszystkie grzechy wyryte są głęboko w jego duszy. Po chwili usypia, a wtedy ksiądz pada krzyżem i prosi Boga aby na niego przeniósł pokutę. On niech odpowie za grzechy tego młodzieńca a jego niech Pan uczyni sługą swoim. Gdy ksiądz Piotr milknie odzywa się nad nim chór aniołów i archaniołów. Wstawiają się oni za Konradem, prosząc o łaskę dla niego, bo choć nie uczcił on imienia Pana, nie zawierzył mu i nie kochał go, to kochał on imię Najświętszej Panny, kochał ludzi i naród swój. Zasługuje więc na to żeby dać mu szansę. Zapewniają również księdza, że jego wstawiennictwo będzie wysłuchane. Wniósł on bowiem pokorę w miejsce gdzie do tej pory królowała pycha. Dziady – Część III – Akt I – Scena IV Dom wiejski pod Lwowem. W pokoju modli się młoda panienka, Ewa. Wchodzi tam Marcelina i pyta się dlaczego jeszcze nie śpi, choć pora tak późna. Ona odpowiada, że modliła się. Pomodli się jeszcze za rodziców i ojczyznę. Dzisiaj przybył do nich Litwin, który opowiadał jak car obchodzi się z jego rodakami na Litwie. Wielu z nich już zginęło. Pomodli się również za nich. Także za autora książki, którą właśnie czyta. Marcelina odchodzi. Ewa modli się, a później usypia. Pojawiają się nad nią anioły, które śpiewają pieśń dla kochanka. Ewa ma natomiast widzenie. Przed jej oczyma pojawiają się kwiaty. Kwiaty, którymi opiekuje się w ogrodzie i którymi przystroiła skronie Maryi. Są one dla niej jak kochankowie. Chciałaby z nimi zostać na wieki. Jeden z kwiatów, róża, zaczyna szeptać coś do niej. W końcu rozmawia jednak z aniołami, mówiąc że na jej sercu złoży swoją skroń. Będzie jak apostoł, Pański kochanek. Dziady – Część III – Akt I – Scena V Cela księdza Piotra W czasie modlitwy ksiądz ma widzenie. Rozpościerają się przed nim drogi. Wszystkie wiodą na północ, w kraj daleki. Wywożeni są nimi młodzi, jedyna narodu podpora. Pyta się Boga czy chce on cały jego naród wygubić. Czy nie ma pozostać nikt, kto może go ocalić. Nagle widzi tego kogoś. Ktoś uniknął pojmania. Imię jego czterdzieści i cztery. Zaraz jednak odbywają się nad nim sądy, takie same jak nad Chrystusem. Sędziowie chcą go zgubić. Namawiają Gala, który ma zawyrokować, aby wydał go na męki. Ksiądz widzi jak dźwiga on krzyż. Ma on ramiona na całą Europę, obok płacze matka Wolność. Poją go octem i żółcią. W pewnym momencie zbliżył się do niego Moskal i przebił jego pierś. Ksiądz wpada w rozpacz, a męczennik kona ze słowami „Panie, czegoś mnie opuścił”. Ksiądz Piotr widzi teraz jak ulatuje on do nieba. Widzi w nim zbawcę. Widzi w nim krzewiciela wolności. Jest pewny, że tak się stanie. Po chwili zstępują aniołowie i zabierają jego duszę. Nie na zawsze jednak. Śpiewają, że do rana zwrócą ją z powrotem do ciała. Dziady – Część III – Akt I – Scena VI W sypialni śpiącego Senatora dwa diabły starają się uprowadzić jego duszę. Przegania ich Belzebub. Mówi, że nie mogą go straszyć piekłem we śnie, ponieważ może sobie przypomnieć co mu się śniło i poprawić się. A on wobec niego ma inne plany. Mogą go trochę podręczyć, ale o piekle ani słowa. Jest to przykazanie z samej góry. Diabły podporządkowują się. Zostają same i zaczynają zabawiać się z jego duszą. Senator ma widzenie. Dostaje w nim najwyższe ordery, nagrody i tytuły od cara. Wszyscy mu się kłaniają i drżą przed nim. Dookoła słychać szmery uznania. Senator czuje się wspaniale. Mógłby umrzeć wśród tych szmerów. Wszystko zmienia się gdy pojawia się car i nie zwraca na niego uwagi. Wszyscy odwracają się od niego a poprzednie szmery uznania zmieniają się w drwiny i żarciki, które obsiadają go jak muchy i inne owady. Senator w przerażeniu spada z łóżka. Diabły, teraz widoczne, mówią że zaciągną jego duszę na kraj świata. Tam gdzie zaczyna się piekło. Tylko małą cząstkę zostawią w ciele i świadomości. Będą ją męczyć aż trzeci kur zapieje. Później wrócą ją na miejsce. Dziady – Część III – Akt I – Scena VII Salon warszawski W lokalu zebrało się różne towarzystwo. Urzędnicy, damy, generałowie i inni oficerowie oraz Polacy. Zenon Niemojewski rozmawia przy drzwiach z Adolfem, który opowiada mu o tym co się dzieje na Litwie. Przy stoliku natomiast dyskutują o niedawnym balu, którego byli uczestnikami. Przy drzwiach opowiadają o męczarniach i uwolnieniu Cichowskiego. Przy stoliku natomiast namawiają Literata, żeby przeczytał im swoje utwory. Nie robią tego jednak bardzo natarczywie, gdyż polskie wiersze uważają za nudne. Po chwili odzywają sie do nich osoby spod drzwi, mówiąc o Cichowskim. Część arystokratów dziwi się, że go wypuszczono. Część boi się o tym w ogóle rozmawiać i opuszcza lokal. Jeden z nich mówi, że są sprawy rządowe, o których wiedzieć maluczcy nie powinni. Dziwi się, że Adolf choć jest z Litwy to mówi po Polsku. Myślał, że są tam tylko Moskale. Jedna z Panien namawia jednak przybyłego, żeby opowiedział co się dzieje w jego kraju. To sprawa narodowa według niej. Stary Polak stwierdza, że znał kiedyś ten ród. Adolf zaczyna opowieść o nim. Kiedyś znał go jako dziecko. Często przebywał u nich w domu. Był on pogodny i do zabaw skory. Miał się żenić. Zapraszał ich na wesele. Zaraz jednak po nim zniknął. Policja stwierdziła, że się zabił. Znaleziono bowiem jego płaszcz nad Wisłą. Przez dwa lata nie było żadnej innej wieści. Aż w końcu rozpoznano go, gdy prowadzono więźniów do Belwederu. Nic nie pomogły pytania żony i jej chęć dowiedzenia się czegokolwiek o nim. Jeszcze przez trzy lata był męczony i katowany. Nie złożył jednak żadnego zeznania. Któregoś wieczoru przyprowadzono go do domu. Nakazano milczenie. Adolf chciał się z nim spotkać, ale gdy to nastąpiło nie odzywał się on wiele. Zmienił się bardzo. Nie pozostało nic z jego radości. W oczach natomiast wyczytać można było cierpienie jakiego doznał i co przeszedł. Tak cierpi cała Polska już od pokoleń. Jednak historia Adolfa wywołuje całkiem inne reakcje niż oczekiwał. Literaci zachwycają się nią. Mówią jednak, że jest za świeża. Musi upłynąć sporo czasu, żeby można była na jej podstawie coś napisać. Dyskusja przeradza się w spór literatów, a później w ogóle w kłótnię polityczną. Młodzi opuszczają całe towarzystwo. Klną i narzekają na hrabiów i innych, którzy tak podchodzą do sprawy narodowej. Wysocki sugeruje, że się mylą. Ognia tego narodu nic nie zgasi. Tli on się pod skorupą i właśnie tam muszą zstąpić. [metaslider id=2519] Dziady – Część III – Akt I – Scena VIII Pan Senator Nowisilcow w towarzystwie Bajkowa, Pelikana i Doktora pije kawę. Narzeka przy tym, że zawracają mu głowę sprawami więźniów przy zupie. Jakie to prostackie. Chciałby jak najszybciej zakończyć sprawę w Wilnie i wracać do ukochanej Warszawy. W tym momencie Doktor zaczyna mówić o tym, że spisek którym mieli nadzieje pochwalić się przed carem, to tylko trochę uczniów i wierszyków. Cała reszta jest sprawą tajemną. Senator oburza się na to. Pokazuje zeznania, „dobrowolne”, jak mówi. Ruga Doktora za to, że śmie tak mówić. To on prowadził to śledztwo. Spisek został odkryty i tyle. Rozmowę przerywa lokaj, który mówi, że zjawił się kupiec Kanissyn i chce rozmawiać z Senatorem. Ten każe mu iść precz, ale Sekretarz przypomina mu, że domaga się on zaległej zapłaty. Inaczej zrobi proces. Nowosilcow zmienia zdanie i każe mu poczekać. Rozkazuje wziąć pod śledztwo jego syna. Nie pomagają informacje, że jest on w Moskwie i służy w Kadetach. Jego wina jest już postanowiona. Doktor wraca do swojego tematu, ale teraz mówi już o wielkim spisku, który odkrył Jaśnie Pan czyli Senator. Pelikan pyta go co mają zrobić z więźniem Rollisonem. Dostał on trzysta kijów na śledztwie. Senator oburza się na tą wiadomość. Nazywa więźnia buntownikiem. Po tylu kijach każdy porządny żołnierz by umarł. A ten, dziecko jeszcze przecież, śmiał przeżyć. Doktor wtrąca sie znowu mówiąc o wielkim spisku i o tym, że przyczyną jest nauka historii starożytnej. Nowosilcow śmieje się z niego, więc szybko zmienia on zdanie i mówi, że nauka historii jest potrzebna. Dodaje, że należy jednak uczyć odpowiedniej historii. Pelikan zwraca się do swojego sąsiada i nazywa mówiącego przeklętym pochlebcą. Znowu zjawia się Lokaj. Pyta sie czy ma wpuścić Panie. Jedną z nich jest matka Rollinsona. Senator nie chce z nią rozmawiać, ale gdy okazuje się, że ma list polecający od Księżnej, każe jej wejść. Razem z nią pojawia się jeszcze jedna kobieta i ksiądz Piotr. Nowosilcow grzecznie pyta się drugiej kobiety kim jest i po co tu przyszła. Ta odpowiada, że przywozi codziennie matkę Rollinsona, ponieważ ta nie widzi. Senator stwierdza na to, że lepiej będzie jak zacznie pilnować synów, ponieważ są oni podejrzani o spisek. Kobieta blednie. Tymczasem niewidoma zaczyna błagać o litość dla jej syna. Mówi, że słyszała jego krzyki i męki. Słyszała to wszystko przez mury. Nowosilcow nie wierzy w to i podejrzewa, że ktoś donosi z więzienia. Scenę przerywa wejście Panny, przebranej jak na bal. Mówi, że chór już czeka. Senator odpowiada, że zaraz przyjdzie. Kobieta tymczasem błaga go o to, żeby pozwolił jej zobaczyć syna. Gdy nie zgadza się on na to, prosi żeby posłać mu księdza. Chce on go bardzo zobaczyć przed śmiercią. Nowosilcow po raz kolejny pyta się skąd te wiadomości. Matka wskazuje na księdza i mówi, że to on jej o tym powiedział. Nie chcą go jednak wpuścić do więźnia. Senator pozwala. Mówi, że car nie wzbrania wpuszczania księży. Mają oni uczyć młodzież moralności. Niewidoma zwraca się jeszcze do panny z prośbą o wstawiennictwo. Mówi, że jej syn rok już siedzi w więzieniu. Nowosilcow oburza się na ta wiadomość. Nic o tym nie wiedział, że tak długo to już trwa. Każe się zająć sprawą jak najszybciej. matka uradowana, jest przekonana, że nic nie wiedział on o jej synu. Uważa, że jest on dobry. Otaczają go tylko źli ludzie. Nowosilcow obiecuje zająć się sprawą. Gdy zostaje sam ze swoimi przybocznymi najpierw wrzeszczy na lokajów. Gdy jeden z nich odpowiada, że to przecież on sam kazał wpuścić kobiety, wpada w jeszcze większy gniew. Nakazuje dać hultajowi sto batów i na cztery tygodnie zamknąć o chlebie i wodzie. Pelikanowi zaś każe wpuścić kobietę do więzienia. Niech zobaczy syna. Później ma się znaleźć w oddzielnej celi. Pelikan i Doktor doradzają, żeby umożliwić Rollinsonowi samobójstwo poprzez otwarcie okien. Myśli on o tym cały czas. W ten sposób ukręci się sprawie łeb. Senator zgadza się na to. Przypomina sobie o księdzu. Pyta się czy to on roznosi wieści o więźniach. Ksiądz Piotr odpowiada, że tak. Nowosilcow, każe zapisać to zeznanie sekretarzowi. Dalej go przepytuje a gdy nie chce on mówić straszy batogami i tym, że zostanie powieszony. Ksiądz nie wystraszył się ale w końcu odpowiada, że usłyszał wszystko od Senatora. Mówi mu przy tym na ty, co bardzo go rozgniewało. Doktor wymierza księdzu policzek, ucząc go jak ma się zwracać do Senatora. Ksiądz Piotr znosi to spokojnie. Mówi tylko, że Doktor jeszcze dzisiaj spotka sie z Bogiem. To samo co Doktor czyni Bajkow. A ksiądz mówi, że pójdzie on jego śladem. Nowosilcow każe wezwać oprawcę Botwinkę. Ktoś namówił księdza do tego wszystkiego. Sam chce być przy śledztwie. Będą mieli rozrywkę. Doktor uniżenie stwierdza, że już dawno mówił o tym, że to sprawka księcia Czartoryskiego a wszystkim skrycie kieruje Lelewel. Senator wydaje się być zaskoczony, ale rozważa możliwość wplątania księcia w całą sprawę. Bierze Doktora na stronę i mówi, że jeżeli ma dowody na to co mówi, to czekają go zaszczyty. Do sekretarza natomiast na ucho, że należy aresztować Doktora wraz z wszystkimi dokumentami. W duchu myśli sobie, że nie pozwoli aby to on zebrał wszystkie laury. Doktor jednak odgaduje wszystko. Mówi do siebie, że nie pójdzie im tak łatwo. Zauważa jednak, że jego zegarek stanął. Ksiądz mówi, że to znak. Powinien jednać się z Bogiem. Pojawiają się damy. Nie chcą już dłużej czekać na Senatora. Skoro on nie chciał przyjść do nich to zjawiły się one. Mogą tańczyć i tutaj. Ustawiają się do Menueta. Nowosilcow przeprasza i podziwia ich sprawność. Rozpoczyna się bal, na który zaproszonych jest wielu Polaków. W oczy chwalą Senatora i występują jako uniżeni słudzy. Do siebie natomiast zarzucają mu, że przed chwilą był krwawym oprawcą a teraz tańczy. Nikt nie jest tu szczery. Obowiązuje hierarchia urzędnicza, która określa kto z kim może tańczyć. Wyżsi urzędnicy gardzą niższymi. Senator chce przyprawić rogi Bajkowowi a Bajkow jemu. Młodzi Polacy pałają żądzą zemsty. Ich przyjaciele Rosjanie uświadamiają im, że nic to nie da. Na miejsce jednego łotra zaraz zjawi się inny. Ksiądz Piotr mówi, że tylko Bóg może dokonać pomsty. Bal przerywa wtargnięcie pani Rollinson. Nikt nie może jej zatrzymać. Jest jak opętana. Krzyczy, że znajdzie tego łajdaka i rozbije mu łeb, tak jak oni jej synowi. Wyrzucili go przez okno. Jak mogli! Uspokaja ją ksiądz, który mówi że jej syn żyje. Nie umarł. Zrozpaczona kobieta rusza w stronę Nowisilcowa. Mówi, że czuje tu krew swojego dziecka. Ktoś jest nią zbryzgany. Nagle mdleje. Za oknem słychać grzmot. Wszyscy są przerażeni. Do sali wpada Pelikan z informacją o tym, że piorun trafił Doktora w jego mieszkaniu i zabił. Senator jest przestraszony. przypomina sobie przepowiednię księdza. Udaje jednak, że nic się nie stało. Ot po prostu wybryk natury. Wszyscy jednak są przestraszeni i chcą opuścić to miejsce. gdy uderza kolejny piorun uciekają w popłochu. Pozostaje Nowosilcow, Pelikan i Ksiądz. Nie odpowiada na pytania Senatora skąd ta przepowiednia. Mówi natomiast, że opowie im dwie przypowieści. Zaciekawia to gospodarza balu. Pierwsza opowieść dotyczyła złodzieja, który spał pod murem wraz z innymi podróżnymi. Ostrzegł go Anioł o tym, że mur się zawali. Uniknął w ten sposób śmierci, ale nie ostrzegł innych. Za to Anioł przepowiedział mu śmierć w mękach. W drugiej przypowieści pewien wódz rzymski pokonał potężnego króla. Kazał wymordować wszystkich jeńców. Oszczędził tylko władcę i najwyższych wodzów. Cieszyli się oni, że ocalili życie. Jednak prosty żołnierz rzymski uświadomił im, że żyją tylko po to żeby ich wódz mógł odbyć tryumfalny wjazd do miasta. Później wylądują w lochach. Nie dali wiary jego słowom. Zadowoleni ucztowali ze swoim pogromcą. Po tych opowieściach Senator odchodzi, mówiąc do księdza że jest on wolny i lepiej, żeby nie wpadł więcej w jego ręce. Gdy Ksiądz opuszcza salę spotyka Konrada prowadzonego na śledztwo. Ten rozpoznaje w nim tego, który wyrwał go z otchłani obłędu. Dziękuje mu za to dając pierścionek. Ksiądz przepowiada mu, że pojedzie w dalekie kraje, gdzie spotka męża mądrego. Ma go słuchać. Dalszą rozmowę przerywają im strażnicy, którzy każą im iść w swoją stronę. Dziady – Część III – Akt I – Scena IX Noc Dziadów Na smętarzu Kobieta i Guślarz rozmawiają o zbliżających się Dziadach. Kobieta nie chce iść do cerkwi. Mówi, że zostanie tutaj. Chce zobaczyć tylko jednego ducha. Tego, którego widziała już kiedyś. Tego, który wpatrywał się w nią i nie mówił ani słowa. Guślarz odpowiada jej na to, że mogła to być dusza kogoś żywego. Dopóki bowiem osoba jest żywa dusza nie może mówić. Rana, którą widać było na piersi mogła być zadana duszy. Kobieta obawia się czy sobie poradzi, więc guślarz proponuje, że zostanie z nią. Tam, w cerkwi, jest drugi stary guślarz. Może poprowadzić obrzęd. Faktycznie słychać, że cała uroczystość rozpoczęła się już. Guślarz każe się Kobiecie schować w gałęzie dębu. Po chwili z grobów zaczynają unosić się duchy. Pierwszy, który się zbliża, to świeży trup. Ma jeszcze nie zgniłe ubranie. Czaszkę ma wypaloną, w jej środku dwa diabliki fikają koziołki. W czaszce żarzy się dukat złoty a ręce pali roztopione srebro. Błaga Guślarza żeby wyłupał palące go metale. Ten nie chce tego zrobić, więc duch przeklina tego, który go do tego doprowadził obiecując sobie, że gdy się spotkają tym metalem wypalał mu będzie dziury (chodzi o Doktora i Nowosilcowa). Ucieka! Pojawia się kolejny. Jest tłusty. Wabi go dziewica, którą udaje diabeł. Duch pędzi do niej, wpada w ramiona a wtedy z ziemi wyskakują psiska i rozrywają go na kawałki. Te po chwili łączą się i historia powtarza się od nowa. Guślarz mówi, że ten nie dotrze na obrzęd. Zauważa, że kończy się on już. Zapiał trzeci kur. Kobieta martwi się, że nie zjawił się duch, na którego czeka. Guślarz każe jej wymówić jego imię. Sam wymawia odpowiednie zaklęcia. Nic to jednak nie pomaga. Dopiero gdy już zrezygnowani mieli zamiar opuścić to miejsce, zjawił się on, pędząc na wozie. Tylko przez chwilę spojrzał na Kobietę. zaraz potem odjechał. W jego piersi widać było wiele ran. Miał też jedną na czole. Guślarz powiedział, że musi on strasznie cierpieć, a najgorsze męki zadaje mu właśnie ta mała rana na jego głowie. Nie uleczy go w tym przypadku nawet śmierć. Kobieta prosi go, aby znalazł jakiś sposób i pomógł mu. Dziady – Część III – Ustęp Droga do Rosji Kibitka porusza się wśród śniegów przemierzając dziką krainę, gdzie nie sposób spotkać ani człowieka ani żadnej cywilizacji. Ale ziemia ta była matką niejednego narodu. Wzmianki o tym można spotkać wśród alpejskich stoków i w Rzymie, nawiedzonym przez rozbójników stąd się wywodzących. Z tego też kraju na zachód ruszyły hordy, docierając bardzo daleko. Czy włada tutaj Bóg czy Szatan nie sposób określić. Jedynym widocznym panem jest wiatr, który wzbija tumany śniegu. Czasem zakopie jakąś kibitkę i tylko gdzieniegdzie pojawiają się inne akcenty. Są to drzewa. Z nich powstają domy, które skupione tworzą gród. W nich spotkać można ludzi tutaj żyjących. Czerstwych i silnych i zdrowych. Choć mają oni wspomnienia i narody te wiele przeżyły to nie znajdziesz w nich żałości. Wspomnienia nie mącą ich pogody ducha. W kraju tym są też drogi, nie naznaczone przez kupców ani cara. Ciągną nimi często zastępy żołnierzy, wysyłane w różne strony. Spotkać wśród nich można Mogoła, Kałmuka i chłopa z Litwy. Dowodzą nimi obcokrajowcy. Niemcy czy to Francuzi. Nie przejmują sie tym, że połowa z ich wojaków umrze w tej drodze. Wręcz przeciwnie. Cieszą się. Będą mogli wydać mniej na prowiant, złupić trochę kasy. A car nagrodzi ich jeszcze za oszczędność. Wtem na drodze pojawia się kibitka. Całe wojsko musi ustępować. Nie zatrzymuje się bowiem ona przed nikim. Dowódcy, w rozmowie między sobą zgadują, że jechał to ktoś znaczny. Jego spojrzenie było dumne i wzniosłe. Mógł to być jakiś król europejski lub inny znaczny ktoś (zapewne był to Konrad). Panowało bowiem przekonanie, że car może uwięzić każdego władcę europejskiego. Za nim podążały inne kibitki, a w nich dzieci (zapewne skazańcy w procesie filaretów). Tak rozmawiali oni ze sobą. Kibitka natomiast kierowała się do stolicy. Przedmieścia stolicy Z daleka widać już, że zbliża się stolica. Widać wspaniałe gmachy i pałace. Zbudowano je za zagrabione dobra z ziem Litwy, Ukrainy i Polski. Nad miastem tysiące kominów wypuszczają dymy, które tworzą przedziwne wizje. Kibitka zbliża się już do miasta. Przy bramie sprawdzają kto przyjechał. W końcu wpuszczają. Petersburg Dawniej miasta budowano albo przy świątyni, przy obronnym grodzie, albo nad rzekami dającymi życiodajną wodę. Z Petersburgiem było inaczej. To wola cara zdecydowała o tym, że miasto stanęło tutaj, w mroźnej i jałowej okolicy. W błotnistej mazi zginęło tysiące Moskali, ale stolica stanęła. Na wzór innych miast, które widział w swoim życiu, jak Paryż, Londyn, Amsterdam, w mieście pojawiły się pałace, place, kanały a na nich gondole jak w Wenecji. Stolica była wielonarodowa. Wszędzie spotkać można było napisy w różnych językach, informujące o tym kto się czym zajmował. Ulicami miasta przechadzał się tłumy osób, od dam dworu i jenerałów, po prostych czynowników. Największy ścisk panował w miejscu, którym zwykł przechadzać się car. Wszyscy mieli nadzieję spotkać jego, lub kogoś z jego świty. Wśród tego tłumu zauważyć można było kilkanaście osób odmiennych od innych. Patrzyli na miasto ze zdumieniem i zwątpieniem. Jakby mówiąc, że nie zmoże go ludzka siła. Jeden z nich uderzał pięścią w kamienie, spoglądając na wszystko ze złością. Po drugiej stronie stał inny człowiek. W jego obliczu widać było miłosierdzie. Rozdawał jałmużnę żebrzącym a z wieloma witał się tak jakby ich znał. Na końcu na ulicy pozostali tylko oni. Spotkali się a ten drugi zaproponował pomoc. Mówił, że jest Polakiem. Widzi, że pielgrzym jest zagubiony i może potrzebuje pomocy. Jednak nie chciał on skorzystać z tej oferty. Uciekł. Później zastanawiał się dlaczego tak postąpił. Pomyślał, że gdy spotka tego człowieka jeszcze raz, zatrzyma go i porozmawia. A może to tylko mu się śniło? Pomnik Piotra Wielkiego Wieczorem stali razem Pielgrzym z zachodu i Wieszcz narodu ruskiego. Znali się od niedawna, ale już pojawiła się między nimi przyjaźń. Przyglądali się pomnikowi Piotra I. Wystawiła go dla niego caryca Katarzyna II sprowadzając skałę, na której się znajdował aż z Finlandii. Car siedział na rozhukanym koniu. Wodze są popuszczone, także może on robić co chce. Inaczej niż inny cesarz, Marek Aureliusz. Który dba o to, żeby koń nie szalał i żeby nie zrobił krzywdy wiwatującym na jego cześć poddanym. Przegląd wojska Jest pewien plac w stolicy, różnie przez różnych nazywany. A to szczwalnią bo car tam psy tresuje, a to gotowalnią, ponieważ car przygotowuje się tam do swoich występów, tracąc na to więcej czasu niż niejedna kokietka. Ma też inne nazwy, ale jego urzędową jest „Plac wojskowych przeglądów”. O dziesiątej rozpoczynał się przegląd. Wokół placu zebrały się tłumy, a na jego środek wjeżdżały pułki różnych formacji. Wszyscy wyglądali podobnie, jak kłosy w snopie, jak książki na półce, a jednak gdy przyjrzeć się bliżej dostrzec można było różnice. Wyróżniali się grenadierzy. Wszyscy byli wysocy i dobrze zbudowani z mosiężnymi znakami na czapkach. Pułki rozróżnić można było również po koniach. To zwierze ważniejsze było niż niejeden człowiek. Świadczyła o tym jego cena. Za jednego można było dostać kilku ludzi. Na placu przemieszczały się konne pułki, każdy w innym kolorze. Za niektórymi ciągnięto działa, wyglądające jak tarantule ze swoimi odnóżami, którymi byli kanonierzy i bombardierzy. W końcu pojawiła się car, otoczony chmarą admirałów, generałów i adiutantów. Wszyscy oni zapatrzeni byli w tego, od którego humorów zależało ich powodzenie. Ale nawet gdy popadali w niełaskę, to potrafili wracać na dwór. Wymagało to czasu ale zawsze jak kot potrafili spadać na cztery łapy. Car ubrany był w mundur zielony. Mundur żołnierski był jakby jego drugą skórą. Już od małego tak był ubierany, a jego zabawkami były biczyk, strzelba i inne, tego typy, akcesoria. Car był potężny. Podstawą tej potęgi były reformy Piotra I. To on ogolił brody bojarom, zmienił ich długie szaty. Wprowadził wiele reform wzorowanych na tym, co widział w Europie Zachodniej. Jego następcy mogli już swobodnie zajmować ziemie sąsiadów i przypodobywać się krajom zachodnim. Ale żeby się nie zdziwili ci, którzy go podziwiali na zachodzie. Kiedyś car rozkaże im polubić Sybir i kibitki. Car udał się do pułków. Z jego ust wyleciał rozkaz, który zaraz powtórzyły usta jenerałów, pułkowników i sierżantów. Zrobił sie ruch i gwar jak w parlamencie, gdy debatowano nad ustawą o podatkach. Zaraz jednak pułki ruszyły się, pokazując swoją sprawność. Car był zadowolony i winszowano mu z każdej strony. Ambasadorzy z innych krajów wychwalali carską sprawność najbardziej. Ukradkiem spoglądali jednak na zegarki, nie mogąc się doczekać końca. Mróz bowiem doskwierał im bardzo, a żołądki domagały się śniadania. Car jednak nie przestawał musztrować swoich pułków. Zwijał je i rozwijał. Ustawiał w rzędzie i tworzył czworoboki. Aż znudził się tą zabawą i porzucił je. Długo tak stały, aż w końcu trąby i bębny dały znak do wymarszu. Przegląd się skończył. Plac opuściły pułki. Pozostało na nim dwadzieścia ciał. Były to ofiary manewrów. Zginęli, bo popełnili błędy. Stratowani, przejechani kołem armatnim lub uderzeni kolbą. Żaden choć ranny nie śmiał pisnąć. Zakazywali tego jenerałowie, żeby nie rozgniewać cara. Tylko jeden nie posłuchał. Jęczał i wyklinał swojego władcę. Miał złamane ramię a kość sterczała przez mundur. Krzyczał do wszystkich i mówił coś o carze. Ponoć był Litwinem, synem znacznego rodu. Słuch po nim zaginął. Spadnie to na carskie sumienie. Następnego dnia rano za pałacem znaleziono zamarzniętego sługę. Trzymał on futro swojego pana. Nie ubrał się w nie. Zamarzł. Pan, porucznik, zapewne zapomniał o nim, albo nie chciał pokazać, że na przegląd przyjechał w futrze. Nikt nie śmiał zakładać takiego odzienia, gdy car wytrzymywał mróz. Niemądry sługa, za swoją służbę doczeka się pewnie stwierdzenia, że był wierny jak sobaka aż do śmierci. Był heroiczny, ale to tylko heroizm niewoli. Oleszkiewicz330331 Petersburg nawiedziła powódź. Stopniały śniegi, puściły lody, ulice zmieniły się w błotniste rzeki. Brzegiem Newy przemieszczali się podróżni. Nie wiadomo w jakim celu sie tu znaleźli. Nad samym brzegiem, już na lodzie zauważyli człowieka z latarnią. Poznali go. Krzyknęli, że to malarz, który zajął się guślarstwem i to go tylko teraz interesuje. On zaczął mówić coś cudach i Babilonie. Podróżni nie zrozumieli o co mu chodziło. Jedni śmieli się, drudzy dziwili. W końcu udali się do domów. Jeden tylko podążył za znikającym w oddali malarzem. Dogonił go na placu. Zobaczył go stojącego na wielkim kamieniu i wpatrującego się w okno carskiego pokoju. Świeciło się w nim światło. Malarz myśląc, że jest sam mówił do siebie. A właściwie do cara. Stwierdził, że kiedyś był on człowiekiem. Teraz zmienił się w tyrana. Nie słuchał przestróg Anioła Stróża. Teraz coraz bardziej oddawał się w ręce szatana. Dlatego nie mógł zasnąć. Kiedyś spotka go kara, ale pierwsi cierpieć będą maluczcy. Gdy malarz zorientował się, że ktoś słucha jego słów, zdmuchnął latarnię i zniknął w mroku. Do przyjaciół Moskali Autor zastanawia się gdzie znajdują się jego przyjaciele Moskale. Czy jak Rylejew wiszą gdzieś na jakiejś gałęzi z rozkazu cara, czy zaprzęgnięci i przykuci do taczek ryją gdzieś w minach razem z jego rodakami. A może sławią imię cara i przyjmują jego ordery, ciesząc się z niedoli swoich niedawnych przyjaciół lub gnębią rodaków autora. Jeśli słowa te dotrą kiedyś do nich, niech je usłyszą i zrozumieją. Są one jak jad, jak trucizna, która palić ma nie ich lecz okowy, które ich pętają. KONIEC CZĘŚCI III >
Streszczenie Przedmowa Polska od niemal pół wieku jest ofiarą okrucieństwa bezwzględnych władców, a zarazem krajem zamieszkanym przez ludzi gotowych do największych poświęceń, wytrwałych niczym pierwsi chrześcijanie. W 1822 r., za sprawą cara Aleksandra I oraz senatora Nowosilcowa, kraj stał się prawdziwym więzieniem. Polskość pleniono wszelkimi możliwymi sposobami, a członkowie licznych towarzystw literackich itp. cierpieli w więzieniach i na zesłaniu. Nowosilcow otrzymał od carewicza Konstantego zupełną dowolność, przez co był oskarżycielem, sędzią i katem. W tych realiach życie było niezwykle trudne – szkoły zamykano, nauczycieli wywożono w głąb Rosji. Głównym zamiarem autora jest przekazanie świadectwa historycznego. Nie pragnie on obrzydzać Polakom doskonale znanych wrogów, nie chce budzić litości. Odwołując się do Biblii i historii prześladowań chrześcijan, nabiera pewności, że Polska odniesie ostateczne zwycięstwo. Prolog Prolog dramatu Mickiewicza poprzedzony jest trzema mottami: A strzeżcie się ludzi, albowiem was będę / wydawać do siedzącej rady i w bożnicach swoich / was biczować będę oraz I do Starostów i do Królow będziecie / wodzeni na świadectwo im i poganom, trzecie: I będziecie w nienawiści u wszystkich dla / imienia mego. Ale kto wytrwa aż do końca, / ten będzie zbawion. Akcja dzieje się na Litwie, w klasztorze ks. bazylianów, którzy przerobiony został na więzienie. Jeden z osadzonych śpi oparty o okno, gdy nagle pojawia się anioł stróż. Wyznaje więźniowi, że dzięki modlitwom i prośbom jego nieżyjącej matki (oraz pozwoleniu Boga) czuwał nad nim i jego myślami. Przybył do celi, by oznajmić mu, że już wkrótce będzie wolny. Niebawem w myślach bohatera odbywa się prawdziwa wojna między duchami prawej i lewej strony. Te pierwsze pragną ułożyć jego głowę na miękkim puchu, natomiast drugie opowiadają o wydarzeniach rozgrywających się w Wilnie (wesele, zabawa). Pojawiają się także duchy nocne, które chcą uczynić mężczyznę sługą. Zgodnie ze słowami duchów – walka rozstrzygnie się następnego dnia. Osadzony budzi się. Wie, że wkrótce odzyska wolność, lecz zna też smak wolności uzyskanej od nieprzyjaciela, który tylko ściągnie kajdany z ciała, wtłaczając w nie duszę. Następnie wyjawia, że jest poetą: Ja śpiewak, - i nikt z mojej pieśni nie zrozumie / Nic - oprócz niekształtnego i marnego dźwięku. / Łotry, tej jednej broni z rąk mi nie wydarły. To właśnie poezja jest jedyną bronią, której nieprzyjaciele go nie pozbawili. Dochodzi wówczas do przemiany bohatera. Umiera Gustaw, a rodzi się Konrad. Po chwili mężczyzna znowu zapada w sen. Pojawia się duch, który mówi o wielkiej sile drzemiącej w tym człowieku. Chociaż ten nie zdaje sobie sprawy z mocy, jaką dysponuje, może nią zwalać i podzwigać trony. Scena I Akcja dzieje się na korytarzu. Strażnicy z karabinami stoją w pewnej odległości, a kilku więźniów wychodzi ze swych cel, by spotkać się z towarzyszami. Z ich rozmów można wywnioskować, że jest to noc wigilijna. Osadzeni, wiedząc, że kapral jest Polakiem wcielonym do wojsk cara pod przymusem, a reszta pilnujących pije gorzałkę, spotykają się w celi Konrada. Wszyscy witają Żegotę – nowego więźnia. Nie był on spiskowcem, lecz trafił do celi. Niejednokrotnie słyszał przejeżdżające kibitki, wiedział także o prowadzonych śledztwach. Przypuszcza, że większość osób zamykana jest z chęci zysku, gdyż zapłacą za to, by odzyskać wolność. Wtedy odzywa się Tomasz, który mówi o Nowosilcowie. Senator popadł w niełaskę u cara, więc przeniósł się z Warszawy do Wilna, by na Litwie śledzić spiski i poprawić swoje notowania. Do tego potrzebuje wysokiej skuteczności w tropieniu spisków. Zdaniem mówcy najlepiej będzie, jeśli kilku osadzonych weźmie winy na siebie, ratując tym sposobem innych przed niesłuszną karą. Kolejnym tematem jest staż więzienne. Najdłużej w zamknięciu przebywa Tomasz, który zna wszystkich i wie niemal wszystko o starym klasztorze. Jakub wyznaje, że po ośmiu miesiącach jego tęsknota do bliskich wcale nie zmalała. Jednak w Tomaszu wszyscy widzą osobę, która przywykła do tego posępnego miejsca i taktuje je niczym własny dom. Do rozmowy włącza się Frejend, który dostrzega bezowocność siedzenia w zamknięciu. W bitwie mógłby zabić kilku Rosjan, tutaj jest bezradny. Chętnie oddałby życie za któregoś z towarzyszy. Wkrótce mężczyźni pytają o nowiny z miasta. Adolf wyjawia, że Jan Sobolewski był na przesłuchaniu i może coś wiedzieć. Posępny mężczyzna opowiedział więc o dwudziestu kibitkach, które wywiozły na Sybir studentów ze Żmudzi. Mężczyzna dokładnie przyjrzał się tej scenie. Najmłodszy z chłopców miał ok. 10 lat, a jego nogę pokrywały rany spowodowane przez ciężki łańcuch. Wśród wywożonych znalazł się także Janczewskiego, którego pobyt w więzieniu zmienił w postać wychudłą i sczerniałą, ale zarazem szlachetną. Dostrzegł on Sobolewskiego i wykonał gest pozdrowienia. Następnie, wchodząc na kibitkę, krzyknął trzykrotnie: Jeszcze Polska nie zginęła. Sobolewski ujrzał także Wasilewskiego. Mężczyzna ten był katowany w czasie przesłuchiwania, a do kibitki niósł go żołnierz (niczym konającego Chrystusa). Później kordon ruszył, a obserwator prosił Boga, by przyjął tę ofiarę. Opowiadanie Sobolewskiego przygnębiło zgromadzonych. Chcieli, by Feliks znalazł jakieś pocieszcznie, lecz przerwał im Żegota, który postanowił opowiedzieć bajkę Goreckiego. Kiedy Bóg wypędził człowieka z raju, nie chcąc, by ten umarł z głodu, nakazał aniołom rozsypać ziarna. Adam nie wiedział, co z nimi zrobić. Z kolei diabeł, przeczuwając ich wartość, chciał ukryć je przed człowiekiem, zagrzebawszy je w ziemi. Wiosną ukazały się wspaniałe rośliny, a diabeł, mimowolnie, przysłużył się ludzkości. Żegota spuentował to w taki sposób: Chytrość rozumem, a złość nazywacie mocą? / Kto z was wiarę i wolność znajdzie i zagrzebie, / Myśli Boga oszukać - oszuka sam siebie. Następnie Jankowski wzniósł pieśń dedykowaną księdzu Lwowiczowi (Mówcie, jeśli wola czyja, Jezus Maryja…), na co zareagował Konrad, zarzucając mu bluźnierstwo (Lecz nie dozwolę bluźnić imienia Maryi). Wtedy pojawił się kapral, pochwalił go i opowiedział o swej służbie w Hiszpanii, gdzie walczył pod dowództwem Sobolewskiego (brata Jana). W pewnej karczmie francuscy żołnierze zaczęli bluźnić, a kapral konsekwentnie ich uspokajał. Gdy zagrały trąby, okazało się, że wszyscy zostali zamordowani przez karczmarza. Przeżył tylko kapral, który znalazł kartkę z napisem: Vivat Polonus, unus defensor Feliks, odpowiadając na życzenia zebranych, zaczął śpiewać o losie zesłańców (w pieśni pojawia się motyw zemsty). Gdy kończy, wszyscy dostrzegają zamyślenie Konrada. Po chwili bohater wstaje i wznosi własną pieśń - Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga, / Z Bogiem i choćby mimo Boga! Ksiądz Lwowicz próbuje go uspokoić, mówiąc, że to pogańska pieśń. Mężczyzna jednak kontynuuje. W swej opowieści przeistacza się w orła, wznosi się ponad wszystkich, pragnie dostrzec więcej, poznać przyszłość, lecz tę zasłania mu kruk. Więźniowie dostrzegają, że mężczyzna bladnie. On pragnie skończyć pieśń (Stój! stójcie! - jam się z krukiem zmierzył - / Stójcie - myśli rozplączę - / Pieśń skończę – skończę), ale pada zemdlony. Rozlega się dzwonek – znak, że otworzono bramę. Wszyscy rozbiegają się do swych pomieszczeń. Konrad zostaje sam. Scena II – Improwizacja Konrad, po długim milczeniu, rozpoczyna swój monolog. Na początku wyraża fakt, iż ludzie nie rozumieją jego pieśni. On sam nie wątpi jednak w twórczość, dostrzegając jej szczególny wymiar (Pieśni ma, tyś jest gwiazdą za granicą świata! / I wzrok ziemski, do ciebie wysłany za gońca, / Choć szklanne weźmie skrzydła, ciebie nie dolata). Następnie zwraca się do Boga i natury, nazywając swe słowa godnymi wysłuchania przez nich. Poeta wyciąga swe dłonie w niebiosa, wydobywa miliony tonów z odległych gwiazd. Wszystko kontroluje, wie o wszystkim. Nazywa pieśń tworzeniem, siłą, dzielnością i nieśmiertelnością, zwracając się do Boga: Cóż Ty większego mogłeś zrobić - Boże? / Patrz, jak te myśli dobywam sam z siebie. Depcę was, wszyscy poeci, / Wszyscy mędrce i proroki – tymi słowami Konrad wynosi się ponad ludzkość. Czuje więcej niż wszyscy oni, śpiewając dla samego siebie. Swoimi myślami pragnie dotrzeć w miejsce, gdzie graniczą Stwórca i natura. Mówca zyskuje dwa skrzydła. Lewym obejmie przeszłość, zaś prawym przyszłość. W ten sposób dotrze do samego Boga, dzięki temu pozna uczucia samego Stwórcy. Największym pragnieniem Konrada, który umiłował cały naród, jest uszczęśliwienie mieszkańców ziemi. Staje więc przed Ojcem uzbrojony w swe myśli, pragnąc zarazem poznać sposób spełnienia tych pragnień. Zaznacza, że jego moc nie pochodzi od drzewa rosnącego w Edenie ani z ksiąg, nauk i opowiadań. On urodził się twórcą, moc przyszła doń niczym do Boga. Jednak ludzie nie znają potęgi Konrada, nie chcą mu służyć. Z kolei mówca pragnie władać ich czuciem. Chce więc otrzymać ten dar od Boga, by, niczym ze słów, stworzyć własny naród, nucąc szczęśliwą, radosną pieśń. Daj mi rząd dusz! – krzyczy Konrad do Stwórcy. Świat to dla niego tylko martwa budowa, którą chce ożywić swą mocą. Z kolei siebie nazywa nieśmiertelnym, najwyższym na ziemi (podczas gdy Bóg jest najwyższy na niebiosach). Po długim milczeniu mężczyzna przemawia jeszcze raz, czyniąc to w sposób ironiczny. Zarzuca Bogu, że Stwórca nie odezwał się do niego ani słowem. Kłamca, kto Ciebie nazywał miłością, Ty jesteś tylko mądrością – wyrzeka więzień. Światem rządzą uczeni, prowadzi go myśl. Z kolei serca cierpią wieczną pokutę, a Konrad obdarzony jest największym uczuciem (i najkrótszym życiem). Ponownie zapada milczenie. Następnie mówca porównuje swe życie do krótkiej chwili, a uczucia do iskier. Lecz właśnie tym stanie się świat pochłonięty przez Boga, tym był sam Stwórca, zanim jeszcze dokonał swego dzieła. Odzywają się głosy. Ten z lewej strony pragnie rozpędzić duszę, puścić ją w cwał, zaś te z prawej chcą chronić ją własnymi wyzywa Boga na pojedynek. Zapewnia, że będzie to bitwa bardziej krwawa niż ta stoczona przez Stwórcę z szatanem, ponieważ tym razem walczyć będą na odzywają się głosy. Ten z lewej strony zamierza przedzierzgnąć rumaka w ptaka, by wzniósł się do góry. Ten z prawej krzyczy: Gwiazdo spadająca! / Jaki szał / W otchłań cię strąca. Konrad przyznaje, że on i ojczyzna to jedno, ponieważ połknął jej duszę. Nazywam się Milijon - bo za miliony / Kocham i cierpię katusze – tymi słowami podkreśla doniosłość swej roli. Następnie zastanawia się, czy Bóg nadal kocha swe stworzenie, czy patrzy na miliony cierpiących przez pryzmat liczb. Po raz trzeci odzywają się głosy. Ten z lewej strony pragnie przeistoczyć orła w hydrę, zagrzewając przy tym do ataku. Natomiast głos z prawej strony szuka końca tego szaleńczego pędu. Bóg milczy. Wtedy Konrad prosi o potężną moc dla rozumu, skoro Stwórca nie chce udzielić jej sercu. Jest przecież pierwszym z ludzi i aniołów. Najlepiej zna Boga. Głosy mówią po raz czwarty. Lewy: Ognia! pal!, prawy: Litość! żal! Wtedy Konrad nakazuje Bogu odezwać się, grożąc wystrzałem i zburzeniem natury Stwórcy. Grozi także wstrząśnięciem całych państwa. Pragnie krzyknąć głosem, który zapamiętają pokolenia: Krzyknę, ześ Ty nie ojcem świata, ale... Wówczas odzywa się diabelski głos, który dodaje: Carem! Konrad upada. Rozpoczyna się walka duchów. Te z lewej strony pragną ostatecznie pochwycić mężczyznę, natomiast te z prawej modlą się za jego duszę. Jedna ze złych zjaw obwinia drugą, że wypuściła go, nie pozwoliła samodzielnie dokończyć przemowy. Kiedy zaczynają walczyć, słychać kroki. Nadchodzi ksiądz. Tajemnicze istoty znikają. Scena III Do celi Konrada wchodzą kapral, braciszek Piotr (bernardyn) oraz jeden z więźniów. Duchowny rozpoczyna modlitwę, a osadzony zwraca uwagę na zły stan leżącego, który miota się i gryzie usta. Kapral chce, by zostawił ich samych, lecz mężczyzna mówi, że zna ten stan Konrada. Poeta często dużo mówił, a następnie tracił zmysły. Zazwyczaj następnego dnia wszystko było już w porządku. Kapral wyznaje, że w czasie służby wojskowej widział ludzkie cierpienie. Nigdy jednak nie dostrzegł tego, co malowało się na twarzy Konrada. Więzień opuszcza celę. Zostają w niej tylko kapral, ksiądz Piotr i jej mieszkaniec. Konrad odzywa się i mówi, że modlitwy nie przydadzą się na nic, ponieważ widział otchłań. Wtedy duchowny prosi kaprala, by stanął przed drzwiami i pilnował pomieszczenie, nikogo doń nie wpuszczając. Konrad krzyczy, że widzi Rollisona. Jest w więzieniu, zbity do krwi. Ogromnie cierpi, wie, że Bóg go nie słucha, szuka noża i bije głową o ściany. Zachęca go, by skoczył w otchłań, gdyż ta jest lepsza niż ziemski padół. Ksiądz Piotr rozpoznaje złego ducha i zaczyna egzorcyzmy. Tajemnicza istota przemawia najpierw po francusku, a następnie rozpoczyna serię pochlebstw i pochwał (sugeruje, że ksiądz Piotr powinien zostać wybrany na papieża). Próbuje także rozbudzić ciekawość duchownego, pytając, czy wie, co będzie działo się w przyszłości. Brat zakonny pozostaje niezłomny i ostatecznie udaje mu się poznać sposób, w jaki może pomóc więźniowi. Potrzebne są chleb i wino (chodzi o Komunię). Duch w końcu opuszcza Konrada, a ten odzyskuje świadomość. Ksiądz nakazuje mu modlitwę, ponieważ obraził on majestat Boga. Sam zwraca się do Boga, pada krzyżem i prosi o przyjęcie win młodzieńca na siebie. Wtedy odzywa się chór anielski (słychać już pieśni zwiastujące Boże Narodzenie): Pokój temu domowi, / Spoczynek grzesznikowi. / Sługo! sługo pokorny, cichy, / Wniosłeś pokój w dom pychy. / Pokój temu domowi. Prośba księdza Piotra została wysłuchana. Nad Konradem pojawiają się archaniołowie. Rozmawiają o jego uczynku, a ostatecznie proszą Boga o to, by wybaczył Konradowi (gdyż przyświecała mu idea pomocy ludziom oraz szanował imię Matki Boskiej). Swe pieśni kończą w następujący sposób: Pokój, pokój prostocie, / Pokornej, cichej cnocie! / Sługo, sługo pokorny, cichy, / Wniosłeś pokój w dom pychy, / Pokój grzesznemu sierocie. Scena IV Dom wiejski pode Lwowem Ewa – młoda panienka – modli się przed obrazem Najświętszej Panny. Wtem do pokoju wchodzi Marcelina, która każe jej udać się do spania, ponieważ minęła już północ. Wtedy dziewczyna odpowiada, że zmówiła pacierze za ojczyznę i rodziców, a teraz chciałaby ofiarować Bogu tych, którzy są daleko od swego kraju. Opowiada o Litwinie, który odwiedził ich domostwo. Bardzo zasmucił on ojca, a matka, wysłuchawszy jego historii, dała na mszę i obchód żałobny. Litwin ów był uciekinierem, a mówił o okrutnych cierpieniach i śmierci wielu towarzyszy. Ewa porównuje cara do pragnącego wymordować całe pokolenia Heroda. Pojawia się chór aniołów, a młoda panienka widzi w śnie delikatny deszczyk. Nie wie, skąd on pochodzi, ponieważ niebo jest czyste. Dostrzega także kwiaty, z których uwiła wianek dla Matki Boskiej. W końcu jej oczom ukazuje się Maria i bierze od niej starannie wykonaną ozdobę. Następnie daje go Jezusowi, a ten (będąc jeszcze dziecięciem) rzuca kwiaty w stronę Ewy. Wtedy okazuje się, że jeden z kwiatów – róża – żyje. Pragnie, by dziewczynka wzięła ją na serce. Wtedy aniołowie odlatują, a dziewczynka zostaje z kwiatem, który Jak święty apostoł, Pański kochanek, złożył swe płatki na jej śpiącym sercu. Scena V Cela księdza Piotra Duchowny modli się, leżąc krzyżem. Nagle doznaje objawienia. Widzi potężnego tyrana (porównanego do Heroda). Wziął on w posiadanie całą Polskę. Następnie zarysowują się przed nim drogi krzyżowe prowadzące na północ, w kraj daleki. Posuwają się po nich wozy, na których siedzą dzieci narodu. Lecz Bóg nie pozwoli zatracić go do końca. Jeden z młodzieńców nazwany jest obrońcą, wskrzesicielem narodu - Z matki obcej; krew jego dawne bohatery, / A imię jego będzie czterdzieści i cztery. Pada pytanie, czy Pan mógłby to przyśpieszyć i pocieszyć lud. Jednak lud musi cierpieć. Cała Europa wlecze Naród na sąd, urągając mu. Sędzią będzie Francuz. Ten jednak umywa ręce, nie dostrzega żadnej winy. Słyszy wtedy, że jego postępowanie obraża cara. Wtedy wydaje Naród, a ludzie zbiegają się, by patrzeć na jego cierpienie. Wówczas Gal krzyczy: Oto naród wolny, niepodległy! Duchowny widzi krzyż o ramionach długich na całą Europę. Pyta Boga, jak długo Naród będzie musiał go nosić, prosi o dodanie mu otuchy. Wtedy Naród wleczony jest na tron pokuty, Austriak poi go octem, Prusak żółcią. W pobliżu stoi matka Wolność, która płacze. Moskal przybiega z kopią i przelewa krew oddali słychać chór aniołów. Śpiewają wielkanocne pieśni. Wtedy ksiądz Piotr dostrzega tajemniczą postać. Nazywa ją namiestnikiem na ziemskim padole. Prowadzi go anioł pacholę, gdyż jest ślepy. Ma trzy oblicza, a nad nim rozpięta jest tajemnicza księga, z kolei jego podnóże stanowią trzy stolice. To namiestnik wolności, który zbuduje, na swej sławie, ogrom nowego kościoła. Ostatnie słowa dotyczące tej postaci brzmią: Z matki obcej, krew jego dawne bohatery, / A imię jego czterdzieści i cztery. / Sława! sława! sława! Ksiądz Piotr zasypia, pojawiają się aniołowie. Postanawiają zabrać jego duszę w niebo trzecie, gdzie złożą ją Ojcu na kolanach. Zanim nastanie ranek, złożą ją z powrotem w ciele i otulą w powiciu czystych zmysłów. Scena VI Wydarzenia rozgrywają się w sypialni senatora. Nad łożem mężczyzny pojawiają się dwa diabły. Pierwszy zauważa, że chociaż jest on zupełnie pijany, nie może zasnąć. Drugi radzi, by sypać mu w oczy mak. Kiedy polityk już zasnął, diabły chcą zabrać jego duszę do piekła. Jednak pojawia się sam Belzebub, który stanowczo im tego zakazuje. Nie chce, by senator zobaczył piekielne męki, gdyż pod ich wpływem mógłby zmienić swe postępowanie. Mimo to diabły chcą zabawić się z jego duszą. Wtedy Belzebub, wyznając, że ma pozwolenie od samego Cara, mówi: Możesz na duszę wpaść, / Możesz ją w pychę wzdąć, / A potem w hańbę pchnąć, / Możesz w pogardzie wlec / I szyderstwami siec, / Ale o piekle cyt! Jeden z diabłów łapie więc duszę senatora, zsyłając nań widzenie. Mężczyzna widzi siebie dostającego od władcy reskrypt (rozporządzenie), sto tysięcy rubli, order oraz tytuł książęcy. Wszyscy nienawidzą go i czują wielki strach, lecz przy tym pokornie kłaniają się. Sam polityk zadziera nos, stoi dumny i wyprostowany. Wtem do sali wchodzi cesarz, lecz nie patrzy na niego. Wszyscy odwracają się, a senator czuje, jak umiera we śnie, jak toczą go robaki szyderstwa. Zebrani uciekają od niego, patrzą, wyszczerzając zęby, i powtarzają, że wypadł z łaski. Pojawiają się diabły i wydzierają duszę z ciała. By zwiększyć cierpienie mężczyzny, na wpół zostawiają ją w ciele. Część, którą zabrały, wloką na koniec świata, by tam uwiązać ją na pograniczu. Będzie tam chłostana do trzeciego piania koguta, by później powrócić do ciała. Scena VII Salon warszawski W jednym z salonów zgromadziła się ówczesna śmietanka towarzyska. Pojawiło się kilku wysokich rangą urzędników, literatów, generałów, sztabsoficerów oraz parę wspaniałych dam. Nieco dalej, przy drzwiach, siedzi grupka młodych Polaków i dwóch ich starych rodaków. W centrum salonu mówi się po francusku, bliżej wyjścia – po polsku. Niemojewski pyta Adolfa, czy sytuacja na Litwie wygląda jak w Polsce. Ten odpowiada, że jest jeszcze gorzej, ponieważ przelewa się krew, którą oprawcy upuszczają pałkami i batami. Tym czasem przy w centrum salonu toczy się rozmowa o wielkim balu. Kamerjunkier narzeka, że nie dostał wina ani pasztetu, zaś jedna z dam utyskuje na ludzi depczących buty w tańcu. Padają słowa, że po wyjeździe Nowosilcowa nikt nie umie urządzić w Warszawie prawdziwego drzwiach pada pytanie o Cichowskiego. Zgromadzeni ustalają, że Polacy i Litwini powinni połączyć siły, gdyż rozproszeni skazani są na porażkę. Wtedy młoda dama nawiązuje do Cichowskiego i mówi o ogromnych męczarniach, jakie przeżył mężczyzna. W centrum jenerał prosił literata, by ten przeczytał swe dzieło. Jedna z kobiet mówi, że nie rozumie ani polskich wierszy, ani polskiego języka. Wtedy wojskowy przyznaje jej rację - Ma racyję po części, bo nudne po trochu. / Opiewa tysiąc wierszy o sadzeniu grochu. Literat rezygnuje z odczytu, a młoda dama, oddzieliwszy się od stołu umieszczonego przy drzwiach, wspomina o Cichowskim. Szambelan szybko podkreśla, że poruszanie takich tematów jest niebezpieczne, a Adolf mówi o jego niewinności. Mistrz ceremonii zaznacza z kolei, że może chodzić o to, co uwięziony usłyszał i zobaczył w więzieniu. Stary Polak oświadcza, że znał rodzinę Cichowskiego, lecz samego mężczyzny nie widział od lat. Adolf, na prośbę młodej damy, rozpoczyna opowieść o swym dawnym znajomym. Był to człowiek powszechnie lubiany, dusza towarzystwa. Wkrótce wziął ślub, a później zniknął. Mówiono już nawet o tym, że uczynił to świadomie. Gdy pewnego dnia znaleziono jego płaszcz, jasnym stało się, że Cichowski zaginął w tajemniczych okolicznościach. Minęły 2 lata; w czasie pochodu więźniów z klasztoru do Belwederu ktoś dosłyszał jego imię, o czym powiadomił jego żonę. Próbowała ona pozyskać jakieś informacje o mężu, lecz okazało się to niemożliwe. Gdy upłynęły kolejne 3 lata, miasto obiegły wiadomości o mękach, jakie Cichowski przeżywał w areszcie (karmienie śledziami i niedawanie wody, pojenie opium, łaskotanie, uniemożliwianie zapadnięcia w sen). Dopiero niedawno pod domem jego żony pojawili się żandarmi, którzy przywiedli mężczyznę i nakazali kobiecie podpisać kwitek, że wrócił w pełni zdrowia. Adolf spotkał go całkiem niedawno, lecz poznał go dopiero wówczas, gdy oznajmiono mu, iż to właśnie Cichowski. Dawny towarzysz był otyły (zła strawa i zgniłe powietrze), miał nabrzmiałe i pożółkłe policzki, liczne zmarszczki, a wszystkie jego włosy wypadły. Jednak najbardziej zmieniły się jego oczy - Źrenice miał podobne do kawałków szklanych, / Które zostają w oknach więzień kratowanych, / Których barwa jest szara jak tkanka pajęcza. Po upływie miesiąca Adolf odwiedził go jeszcze raz, lecz mężczyzna nie wrócił do pierwotnego stanu – żył w ciągłym strachu, nieustannie podejrzewał wszystkich o złe intencje. W pewnych chwilach uciekał w głąb pokoju, krzycząc: Nic nie wiem! Nie powiem! Cichowski niewiele pamiętał, nie umiał udzielić Adolfowi informacji. Jedyne, co powiedział, to: Będę o to Pana Boga pytać, / On to wszystko zapisał, wszystko mnie opowie. Zapadło milczenie. Po chwili dama spytała, dlaczego literaci nie chcą o tym pisać. Odpowiedział jej hrabia: Niech to stary Niemcewicz w pamiętniki wsadzi; / On tam, słyszałem, rózne szpargały gromadzi. Inni mówią, że temat jest zbyt świeży. Być może będzie warto do niego powrócić, lecz po upływie czasu. Jeszcze jeden z nich odrzekł, że nie widzi trudności w świeżości opowieści, ale raczej nie dostrzega w niej nic polskiego - Nasz naród się prostotą, gościnnością chlubi, / Nasz naród scen okropnych, gwałtownych nie lubi; / Śpiewać, na przykład, wiejskich chłopców zalecanki, / Trzody, cienie - Sławianie, my lubim sielanki. Jego słowa uzupełnił inny z towarzyszy, który nadmienił, iz nie przystoi opisywać w poezji, że komuś kazano jeść śledzie. Poruszony zostaje także temat dworu, którego brakuje (przez co cierpi kultura). Wymownie kwituje to hrabia: Arystokracja zawsze swobód jest podporą, / Niech Państwo przykład z Wielkiej Brytaniji biorą. Zebrani przy drzwiach skwitowali jego słowa z goryczą i niechęcią. N*** rzekł: Patrzcie, coż my tu poczniem,patrzcie, przyjaciele, / Otoż to jacy stoją na narodu czele. Wtedy Wysocki odpowiedział: Powiedz raczej: na wierzchu. Nasz naród jak lawa, / Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, / Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi; / Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi. Scena VIII Pan senator Scena rozgrywa się w wilii senatora. Na prawo widać drzwi do komisji śledczej, gdzie przesłuchiwani są więźniowie, zaś w głębi drzwi do pokojów Nowosilcowa, skąd dobiega muzyka. Jest już po obiedzie, szambelan zajmuje się dokumentami, a przy stoliku trwa gra w wiska. Senator pije kawę. Nowosilcow zwraca się do Bajkowa (szambelan), że księżna zawiodła zgromadzonych i nie pojawi się tego dnia w jego wilii. Mężczyzna otrzymał list z Warszawy, w którym zachęcany jest do powrotu. Dlatego też pragnie jak najszybciej uporać się ze śledztwem i uciec do ukochanego miasta. Podchodzi doń doktor i wyraża swą opinię dotyczącą postępów w dochodzeniu. Jego zdaniem wciąż nie udało się dotrzeć do jądra wrzodu, a odkryto jedynie wierszyki. Zaś cały „spisek” osnuty jest tajemnicą. Słowa te rozsierdzają Nowosilcowa, który podkreśla, że osobiście prowadzi śledztwo i nie może być mowy o niedociągnięciach - wszystko zapisane zostało w dokumentach. Pojawia się lokal, który oznajmia, że przyszedł człowiek kupca Kanissyna. Doktor mówi, że posłaniec nie zostanie przyjęty, ponieważ senator pije kawę (jest zajęty). Wtedy sekretarz oznajmia, że kupiec będzie chciał procesować się o zaległe kwoty. Wówczas Nowosilcow postanawia wziąć jego syna na śledztwo. Gdy dowiaduje się o pobycie młodzieńca w Moskwie, tłumaczy to faktem jego działalności szpiegowskiej. Już od początku przekonany jest o jego winie. Następnie Pelikan pyta o Rollisona. Mężczyzna został okrutnie pobity na śledztwie, przez co zachorował. Bajkow dodaje, że jeśli zajmował się nim Botwinko, najprawdopodobniej liczba razów weszła w trzy setki. Okazuje się, że mężczyzna nic nie wyznał, lecz Pelikan podejrzewał, że uczynił to, by chronić swych kolegów. Wkrótce pojawia się lokaj. Pyta, czy ma wpuścić dwie kobiety, które codziennie pojawiają się w wilii. Jedna z nich - ślepa - to matka Rollisona. Chociaż Nowosilcow nie chce wpuścić niemile widzianych gości, musi to uczynić, ponieważ wstawiła się za nimi księżna (matka Rollisona ma list napisany przez damę). Wchodzą więc dwie kobiety w towarzystwie księdza Piotra. Senator chciał wypędzić Kmitową, czyli przewodniczkę Rollisonowej, mówiąc, że i pod adresem jej synów znajdą się podejrzenia. Niewidoma kobieta błaga Nowosilcowa, by wypuścił jej syna. Mówi, że jest biedną wdową, wyjawia także, iż słyszała odgłosy bicia (była wtedy pod murami). Senator wciąż udawał zdziwienie, zaprzeczając jakiejkolwiek przemocy. W końcu przekonana o tym matka pada przed nim na kolana i kontynuuje błagania. Wbiega młoda dama i mówi (po francusku), że grają już muzykę. Rollisonowa wciąż błaga, pragnie widzieć syna, lecz Nowosilcow mówi, iż cesarz zabrania takich widzeń. Wtedy matka błaga o księdza dla męczonego młodzieńca i wyjawia, że ksiądz Piotr powiedział jej o tej potrzebie. Na to senator pozwala. Młoda dama wstawia się za prośbą Rollisonowej, a Nowosilcow wyraża zdziwienie, że syn niewidomej spędził w więzieniu rok. Kmitowa pociesza więc towarzyszkę, mówiąc, iż senator nie wiedział o mękach jej dziecka. Wtedy matka mówi doń: Tyś nie wiedział - te łotry wszystko tobie tają. / Wierz mi, Panie, tyś łotrów otoczony zgrają; / Nie ich pytaj, nas pytaj, my wszystko powiemy, / Całą prawdę. Gdy tylko nieproszeni goście oddalili się, Nowosilcow nakazał prowadzić matkę do syna i zamknąć w osobnej celi. Zaś lokaja, który ich wpuścił, posłał na chłostę i cztery tygodnie więzienia (mężczyzna powiedział tylko, że senator sam kazał wprowadzić kobiety). Następnie zgromadzeni postanawiają otworzyć okna w celi Rollisona, umożliwiając mu w ten sposób samobójstwo. Doktor zaznacza, że jest on chory na płuca. Z kolei Pelikan ostrzega, że wiadomości o nim mogą dotrzeć do cesarza, co srodze go rozgniewa. Później Nowosilcow przywołuje do siebie księdza Piotra. W pełnej szyderstw rozmowie zaczęły padać pytania o to, skąd duchowny wie o biciu więźniów. Wszystkie jego słowa są zapisywane, więc przestaje on odpowiadać. W końcu zwraca się do Nowosilcowa, pomijając jego tytułu (po prostu - ty), za co Pelikan, na rozkaz doktora, uderza go w twarz. Wtedy ksiądz Piotr mówi do doktora: Panie, odpuść mu, Panie; on nie wie, co zrobił! / Ach, bracie, tą złą radą tyś sam się już dobił. / Dziś ty staniesz przed Bogiem. Pada więc drugi cios, a Pelikan dowiaduje się, że jego dni są policzone. Zgromadzeni nakazują oddać duchownego panu Botwince. Doktor mówi Nowosilcowowi, że wszystkie spiski są umówione, a kieruje nimi Czartoryski. Za te wieści (które senator i tak znał, przynajmniej we własnym mniemaniu) mężczyznę czekają szczodre nagrody (większa pensja, ordery itp.). Później, mówiąc do sekretarza, nakazuje mu zaaresztowanie doktora, gdyż ten mógłby zasługi przypisać sobie. Senator ogłasza, że o ósmej opuszcza miasto, na co doktor odpowiada, że dopiero dwunasta. Jego wersji nie potwierdzają słowa Nowosilcowa - wszak jest piąta. Wskazówka w zegarku doktora zatrzymała się, a ksiądz Piotr (wciąż obecny w pomieszczeniu) przypomina, iż jego czas jest policzony. Rozpoczyna się bal. Bajkow tańczy z księżną, Nowosilcow prowadzi zaś jego narzeczoną. Dama i młody mężczyzna śmieją się z senatora i jego sposobu poruszania się (między sobą, rzecz jasna) i mówią o tym, że wczoraj zabijał, a dzisiaj się bawi. Rosjanie wyczuwają niechęć Polaków, którzy szepczą między sobą. W czasie rozmowy z gubernatorem i jego żoną starosta mówi o żonie i córce, które nie pojawia się na balu. Młodzież zgromadzona z prawej strony, chociaż zachowuje pozory, z wielką niechęcią wyraża się o Nowosilcowie. Justyn Pol chętnie dźgnąłby go scyzorykiem, lecz Bestużew wyjaśnia mu, iż zgładzenie jednego łotra nie rozwiąże problemu - Cesarz ma u nas liczne psiarnie, / Cóż, że ten zdechnie pies. W końcu postanawia wyprowadzić Pola z sali, a ten pyta, czy nikt nie ukarze okrutnika. Ksiądz Piotr odpowiada, że uczyni to Bóg. Nagle zmienia się muzyka i grana jest aria komandora. Niespodziewanie rozlega się krzyk Rollisonowej. Kobieta wbiega do sali i wykrzykuje groźby w stronę Nowosilcowa (Gdzie ty! - znajdę cię, mozgi na bruku rozbiję - / Jak mój syn! Ha, tyranie! syn mój, syn nie żyje! / Wyrzucili go oknem - czy ty masz sumnienie? / Syna mego tam z góry, na bruk, na kamienie). Powstrzymuje ją ksiądz Piotr, mówiąc, że jej syn jest ranny, ale żyje. Rozlega się huk - uderzył piorun. Wbiega zdyszany Pelikan i mówi, że doktor padł zabity, a trzymana przezeń ruble stopiły się (poza tym nic nie zostało zniszczone). Wtedy uderza drugi piorun, a goście rozchodzą się, dostrzegając w tych zjawiskach tajemne znaki i krytykując Nowosilcowa, który bagatelizował całe zdarzenie. W pomieszczeniu zostają senator, Pelikan i ksiądz. Duchowny opowiada im dwie przypowieści. Pierwsza traktuje o wędrowcach. Znaleźli oni schronienie przed promieniami słonecznymi pod murem. Był wśród nich zabójca - człowiek podły i okrutny. Wkrótce pojawił się przed nim anioł i ostrzegł go, by odszedł stamtąd, ponieważ mur się zawali. Tak też się stało. Wszyscy zginęli, z życiem uszedł tylko on. Wtedy anioł pojawił się podobnie i rzekł do niego: Ty najwięcej zgrzeszyłeś! kary nie wyminiesz, / Lecz ostatni najgłośniej, najhaniebniej zginiesz. Druga opowiada o rzymskim wodzu, który pokonał wojska wielkiego króla. Wymordował niemal wszystkich, pozostawiwszy przy życiu jedynie władcę i pewną liczbę dostojników. Ci dziękowali mu za ten dar, lecz pewien żołnierz przestrzegł ich, że będą okrutnie cierpieć, ponieważ trafią do Rzymu, gdzie zostaną zaprezentowani mieszkańcom, a następnie oddani katom. Oni jednak nie uwierzyli mu i jedli oraz pili, śmiejąc się przy tym. Nowosilcow, wyraźnie znudzony, puszcza księdza wolno. Gdy duchowny wychodzi z sali, spotyka prowadzonego na przesłuchanie Konrada. Poeta czuje, że widział go kiedyś, lecz przekonany jest, iż nie zna go z rzeczywistego świata. W krótkiej rozmowie dziękuje mu za łaskę i ofiaruje mu pierścień, który nakazuje sprzedać, a pieniądze przeznaczyć dla ubogich i na modlitwy za dusze cierpiące w czyśćcu. Za to otrzymuje radę: Ty pojedziesz w daleką, nieznajomą drogę; / Będziesz w wielkich, bogatych i rozumnych tłumie, / Szukaj męża, co więcej niźli oni umie; / Poznasz, bo cię powita pierwszy w Imię Boże. / Słuchaj, co powie... Konrad nie może dowiedzieć się więcej, gdyż żołnierz nakazuje iść każdemu z mężczyzn w swoją stronę. Scena IX Noc dziadów Guślarz i pogrążona w żałobie kobieta rozmawiają na cmentarzu. Wkrótce ma zacząć się obrząd dziadów, lecz bohaterka nie weźmie w nim udziału, ponieważ chce zobaczyć tylko jednego ducha, który ukazał się w czasie jej ślubu. Dlatego pozostanie wśród mogił. Pyta jeszcze o tajemniczą ranę na piersi zjawy, a mędrzec odrzeka, że musiała ona zostać zadana duszy. Jako że w kaplicy rozpoczęto już przywoływanie (z ludem był inny guślarz - starszy) mężczyzna postanawia pozostać z kobietą. Wkrótce zaczynają pojawiać się tajemnicze istoty. Ukazuje się widmo ze złotymi blaszkami miast oczu (w ich środku siedzą diabliki), które przelewa z ręki do ręki wrzące srebro. Zjawa błaga, by zabrać od niej kosztowności i ofiarować więźniom lub sierotom. Pyta także o kościół, po czym ucieka. Później ukazuje się kolejna - ubrana jak na wesele. Postać ta musiała umrzeć niedawno, o czym świadczy mało zaawansowany stopień rozkładu. Jest ona kuszona przez czarta pod postacią niewiasty. Biega wokół niej i skacze, gdy nagle ukazuje się dziesięć czarnych pysków, które rozdzierają ją na strzępy. Następnie dzieje się coś dziwnego - kawałki zrastają się, a cały proces ulega powtórzeniu. Obrzędy mają się ku końcowi. Guślarz nakazuje kobiecie wymówić imię ducha, jakiego pragnęła przyzwać. Czyni to ona, lecz nic się nie dzieje, na co wywoływacz mówi, że poszukiwany musiał zmienić imię. Nagle pojawiają się wozy zmierzające na północ. Na jednym z nich kobieta widzi znajomą postać. Mędrzec mówi, że na jego piersi są rany (tysiąc) zadane przez nieprzyjaciół ojczyzny. Dopiero śmierć go od nich wyzwoli. Rozmówczyni wspomina także o ranie umieszczonej na czole. Guślarz mówi, że to ona najbardziej boli, jest także najgroźniejsza. Jednak jej nie uzdrowi nawet śmierć. Wtedy kobieta prosi Boga o miłosierdzie dla tajemniczego mężczyzny. Dziadów części III ustęp Droga do Rosji Jest to opis pokrytej śniegiem i pustej krainy, przez którą przejeżdżają wozy niosące ludzi na zesłanie w głąb imperium cara. Ta niegościnna ziemia dała początek hordom ludów. Tylko gdzieniegdzie widać zrąbane drzewa i czerniawe ściany. Spotkani tam ludzie mają rozrośnięte barki, a ich twarze oddają dzikość otaczającego pejzażu. Wozy wciąż jadą, mijając na swej drodze oddziały wojskowe (w ich skład wchodzi istna mieszanina narodowości), by w końcu dotrzeć do stolicy. Przedmieścia stolicy Wspaniała architekturę Petersburga widać już z daleka. Chociaż zabudowania robią wrażenie, wyraźnie zaznaczone zostaje, że powstały one na ludzkim nieszczęściu - Żeby zwieźć głazy do tych obelisków, / Ileż wymyślić trzeba było spisków, / Ilu niewinnych wygnać albo zabić, / Ile ziem naszych okraść i zagrabić. Przedmieście stolicy, w czasie zimy, jest puste, gdyż większość dostojników zimuje w samym mieście. Nad krajobrazem malują się fascynujące góry, a kibitki dojeżdżają do bram. Słychać odgłosy otwierania wrót, ludzie są przeszukiwani i badawczo oglądani. Petersburg Stolica wybudowana została na błotnistych gruntach z rozkazu cara, który chciał pokazać wszystkim swą wszechmocność. Był to człowiek światły, wiele podróżujący, toteż w czasie wznoszenia miasta wiele rozwiązań zostało zaczerpniętych z odwiedzonych przezeń regionów (Paryż, Amsterdam, Rzym itp.). W tej wspaniałej scenerii gromadzą się ludzie, by zobaczyć samego cara. Wszyscy zdają się odporni na mróz. W pewnym momencie Pielgrzym dostrzega po drugiej stronie ulicy człowieka rozdającego jałmużnę. Musiał on od dawna mieszkać w Petersburgu, na co wskazywały jego strój oraz znajomość ludzi i topografii. Gdy było już późno, podszedł on do pielgrzyma, witając go po chrześcijańsku (Krzyża i Pogoni znakiem). Ten jednak uciekł z wybrzeża (zbyt zajęty był swymi myślami). Następnego dnia myślał o tajemniczym mężczyźnie, liczył, że spotka go jeszcze raz. Nie pamiętał jego rysów twarzy, lecz miał silne przekonanie, iż już kiedyś go widział, być może we śnie. Pomnik Piotra Wielkiego Pielgrzym ogląda pomnik założyciela Petersburga, który wznieść nakazała caryca Katarzyna. Figurę ustawiono na przywiezionym z Finlandii granicie. Wędrowiec porównuje tytułową rzeźbę z monumentem przedstawiającym Marka Aureliusza. Jednak rzymski cesarz jest spokojny i szlachetny. Jedną dłonią pozdrawia lud, drugą opanowuje zapędy rumaka. Piotr Wielki uwieczniony został w niezwykle dynamicznej pozie, która, z perspektywy pielgrzyma, ma w sobie coś z szaleństwa, okrutnego pędu. Wręcz zdaje się, że niedługo skoczy on ze swojej skały i roztrzaska się na kawałeczki. Przegląd wojska W Petersburgu mieści się ogromny plac, który wielu ludzi zwie toczydłem chirurga (inni także szczwalnią lub szarańczarnią), gdyż to właśnie na nim car naprzód lancety szlifuje, / Nim wyciągnąwszy rękę z Petersburga, / Tnie tak, że cała Europa poczuje. Już o dziesiątej rano pojawiają się na nim żołnierze, a władca może podziwiać nie tylko liczebność swych wojsk, ale także ich niesamowite możliwości i umiejętności. Zgromadzeni wykonują manewry bez sprzeciwu, nie szczędząc przy tym sił. Widzowie reagują podziwem na coraz śmielsze roszady itp. Po skończonych manewrach na placu zostało ok. 20 trupów i rannych. Jednym z nich był Litwin, którego stratował pułk konnicy. Chociaż zwierzęta sprawnie nad nim przeskakiwały, jedno trafiło go w ramię, zupełnie druzgocąc kość. Leżał więc i przeklinał na cara. Mówiono, że pochodził z bardzo ważnego rodu, jednak ze względu na narodowość nie był lubiany przez dowódcę, który przydzielił mu dzikiego rumaka. Następnego dnia na placu znaleziono zamarzniętego mężczyznę. Najpewniej był to oficerski sługa. Zgodnie z rozkazem czekał na zwierzchnika, siedząc na jego futrze, nie okrywszy się nim. O biedny chłopie! heroizm, śmierć taka, / Jest psu zasługą, człowiekowi grzechem. / Jak cię nagrodzą? pan powie z uśmiechem, / Żeś był do zgonu wierny - jak sobaka. Dzień przed powodzią petersburską 1824. Oleszkiewicz Początek wiosennej odwilży; wzdłuż koryta Newy szli podróżni, którzy spotkali polskiego malarza. Dawno odwykł on od pędzla i płótna, zajmując się głównie sprawami tajemnymi (dlatego nazywany jest guślarzem). Nie zwrócił on uwagi na podróżnych, lecz jeden postanowił go śledzić. Usłyszał, jak mówił: Ty nie śpisz, carze! noc już wkoło głucha, / Śpią już dworzanie - a ty nie śpisz, carze; / Jeszcze Bóg łaskaw posłał na cię ducha, / On cię w przeczuciach ostrzega o karze. Następnie mężczyzna zwiastował bliski kataklizm, a uświadomiwszy sobie, że ktoś słucha jego słów, prędko oddalił się. Do przyjaciół Moskali Tekst ten poświęcony i zadedykowany został pochodzącym z Rosji przyjaciołom autora. Podmiot liryczny zastanawia się nad ich losem, przywołując Rylejewa (powieszony z rozkazu cara) i Bestużewa (skazany na ciężkie roboty). Jednak o wiele gorszym losem byłoby zaprzedanie duszy carowi za ordery i może smutna pieśń dotrze na samą północ, gdzie, niczym żurawie, zwiastować będzie wiosnę. Plan wydarzeń:1. W celi Gustawa ścierają się dobre i złe duchy, które toczą walkę o jego Przebudzenie się bohatera, śmierć Gustawa i narodziny Wigilijny wieczór spędzony przez więźniów w celi Rozmowy dotyczące codzienności osadzonych w dawnym klasztorze:- Jan opowiada o ciężkim losie Janczewskiego i Wasilewskiego,- bajka Goreckiego opowiedziana przez Żegotę,- pieśń zaintonowana przez Jankowskiego,- pieśń o zemście śpiewana przez Konrada,- mała Wielka Wizyta księdza Piotra i przepędzenie złego ducha, który nękał Tajemnicza wizja Widzenie księdza Piotra - Polska porównana do ukrzyżowanego Sen senatora i igraszki diabłów z jego Rozmowy w salonie warszawskim (opowieść o Cichowskim).11. Pałac senatora:- pojawienie się Rollisonowej,- błagania kobiety o uwolnienie syna,- bezwzględność Nowosilcowa - postanowienie o umożliwieniu samobójstwa młodzieńcowi,- przepowiednie księdza Początek Doktor ginie rażony Ksiądz Piotr opowiada o zbójcy oraz o rzymskim Nowosilcow wypuszcza Spotkanie Konrada z księdzem Piotrem i krótka rozmowa Noc Guślarz i kobieta widzą tajemnicze Oczom pary ukazują się kibitki jadąca na północ. Na jednej z nich siedzi mężczyzna, którego szukała kobieta. Rozwiń więcej
dziady 3 scena 8