Przez prawie sześćdziesiąt lat eksploatacji, państwo zarobiło na tym złożu 363,7 mld euro. Odkryte w 1959 r. pole gazowe jest nie tylko n PGNiG odkryło złoża gazu ziemnego pod Poznaniem. Spółka oszacowała, że są to zasoby na 650 mln metrów sześć gazu. Każdego roku w tym miejscu będzie można wydobywać ok. 40 mln sześc. Gazu ziemnego zaazotowanego, czyli ok 32 mln metrów sześc. gazu wysokometanowego. PGNiG odkryło dwa złoża gazu ziemnego w Polsce. PGNiG odkryło dwa złoża gazu ziemnego w powiecie średzkim i kościańskim w województwie wielkopolskim - podała spółka w komunikacie prasowym. Łączny wolumen wynosi ok. 600 mln m sześciennych. Publikacja: 27.10.2022 13:23. W sumie na wodach Cypru zlokalizowano już cztery złoża gazu ziemnego. Wcześniej podobnego odkrycia dokonały ExxonMobil wraz z Qatar Petroleum (złoże szacowane na 141 - 226 mld metrów Złoża gazu łupkowego ( shale gas) mogą występować w ilasto-mułowcowych łupkach górnego ordowiku i dolnego syluru, w polskiej strefie ekonomicznej Bałtyku, na Pomorzu, wschodnim i północnym Mazowszu, Podlasiu i Lubelszczyźnie oraz w łupkach dolnego karbonu na Przedgórzu Sudeckim. Odkryto duże złoża gazu ziemnego na dnie Morza Czarnego - taką informację przekazał deputowany do parlamentu Bułgarii Delian Dobrew, przewodniczący parlamentarnej komisji energetyki. Jego . Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo kupiło za 1,95 mld koron norweskich, czyli 996 mln zł, udziały w czterech norweskich złożach ropy naftowej i gazu. Umowę podpisał zależny PGNiG Upstream International z firmą Total E&P Norge, należącą do francuskiego koncernu naftowego Total. Zarząd PGNiG zauważa, że dzięki zawartej umowie uzyskuje natychmiastowy wzrost produkcji poza granicami kraju o około 60 proc. – Poza tym transakcja pozwoli nam utrzymać zwiększony poziom wydobycia ropy przez co najmniej dziesięć lat. Ponadto spodziewamy się szybkiego zwrotu z tej inwestycji, a to dobra wiadomość dla akcjonariuszy – twierdzi Mariusz Zawisza, prezes PGNiG. Cztery szanse Giełdowa spółka kupiła 8 proc. udziałów w złożu Gina Krog, 6 proc. w Morvin oraz po ponad 24,2 proc. w złożach Vale oraz Vilje. Pierwsze z nich jest obecnie w fazie zagospodarowania. Trzy pozostałe są złożami produkcyjnymi. Znajdują się na Morzu Północnym, z wyjątkiem złoża Morvin, które jest zlokalizowane na Morzu Norweskim. Łączne wydobycie realizowane na obszarze nabytych koncesji, w części przypadającej na PGNiG, jest szacowane w tym roku na około 320 tys. ton ropy oraz 90 mln m sześc. gazu. To około 8 tys. boe (baryłek ekwiwalentu ropy) na dzień. Produkcja ma być kontynuowana przez okres najbliższych 14 lat. Niezależny audytor, firma Senergy, ocenia, że rezerwy ropy i gazu określane w międzynarodowej terminologii jako 2P w złożach kupionych przez PGNiG (liczone według nabytych udziałów) wynoszą 33 mln boe. W około 72 proc. składa się na nie ropa, a w 28 proc. gaz. Na początku tego roku zagraniczne rezerwy ropy i gazu należące do PGNiG wynosiły 60 mln boe. Potrzebne inwestycje PGNiG szacuje, że przepływy osiągnięte na wydobyciu z nowych złóż pozwolą jeszcze w tym roku na sfinansowanie około 45 proc. ceny zakupu. Pozostała część ceny docelowo ma być sfinansowana kredytem zabezpieczonym nabytymi rezerwami ropy i gazu. Dzięki temu, inwestycja w Norwegii ma nie wpływać na inwestycje w Polsce. Dodatkową korzyścią z obecnej umowy jest możliwość szybszego odjęcia od podatku wcześniejszych wydatków inwestycyjnych poniesionych w Norwegii. – Wartość instrumentu podatkowego na 1 stycznia 2014 r. wynosi 3,4 mld koron. Jest to kwota, która wprost pomniejszy wysokość podatku do zapłaty w najbliższych latach – informuje Dorota Gajewska, rzecznik PGNiG. Analitycy pozytywnie oceniają transakcję. Ich zdaniem spółka nabyła złoża po stosunkowo niskiej cenie. – Gdyby PGNiG nie kupił nowych złóż produkcyjnych, to już w przyszłym roku aktywa zagraniczne grupy zanotowałyby spadek wydobycia. Dzięki nowym nabytkom ma szansę na wzrost wydobycia w 2015 r. – twierdzi Tomasz Kasowicz, analityk DM BZ WBK. Dodaje, że spółki chcące osiągać stabilne zyski w branży poszukiwawczo-wydobywczej, muszą inwestować w złoża, aby zwiększać rezerwy posiadanych surowców i dążyć do utrzymania lub wzrostu produkcji z posiadanych złóż przez jak najdłuższy czas. Większa aktywność PGNiG w najbliższych latach zamierza nabywać kolejne koncesje poszukiwawcze i wydobywcze. Od dłuższego czasu podobne zapowiedzi słychać z ust prezesów Grupy Lotos i PKN Orlen. Gdański koncern pod koniec ubiegłego roku kupił od brytyjskiego koncernu Centrica udziały w 14 norweskich koncesjach obejmujących złoża znajdujące się pod dnem Morza Północnego. Na części z nich od pewnego czasu prowadzone jest wydobycie. Gdańska spółka zapłaciła za złoża Heimdal 536,3 mln zł. Z kolei PKN Orlen w ostatnich kwartałach mocno inwestował w Kanadzie. Pod koniec ubiegłego roku przejął firmę TriOil za około 550 mln zł. Dzięki tej inwestycji stał się nie tylko spółką poszukiwawczą, ale i wydobywczą. Kilka miesięcy później nabył firmę Birchill Exploration, również wydobywającą ropę i gaz w kanadyjskiej prowincji Alberta. Wartość transakcji wyniosła 707,5 mln zł. Ryzyko strat Z inwestycjami w koncesje poszukiwawcze i wydobywcze wiążą się jednak liczne czynniki ryzyka. Niemal każda firma działająca w tej branży mogła się boleśnie o tym przekonać. PKN Orlen pod koniec ubiegłego roku wstrzymał prace i dokonał odpisu pomniejszającego zyski w wysokości 89 mln zł na projekt Kambr realizowany na łotewskim szelfie Morza Bałtyckiego. Powodem było fiasko prowadzonych poszukiwań. Wcześniej do poniesienia strat w Libii przyznało się PGNiG. Spółka dokonała odpisu w wysokości 420 mln zł oraz zawiązała rezerwę na pokrycie pozostałych do realizacji zobowiązań koncesyjnych projektu Murzuq na kwotę 137 mln zł. Powodem strat była wojna domowa w Libii. Z tego samego powodu spółka musiała się wycofać z poszukiwań ropy w Egipcie. Miliardowe straty poniosła Grupa Lotos i to na stabilnym rynku norweskim. Wszystko przez wadliwą platformę wydobywczą zainstalowaną na złożu ropy Ym. W przeszłości stosunkowo duże odpisy z działalności poszukiwawczej w Syrii musiał, z powodu wojny domowej, dokonać Serinus Energy, spółka kontrolowana przez Jana Kulczyka. Straty ponosi też Petrolinvest. Firma do niedawna kontrolowana przez Ryszarda Krauzego, duże kwoty zainwestowała w Kazachstanie. Na razie nie ma szans na ich odzyskanie. Inwestycje na czterech kontynentach Polskie spółki prowadzą obecnie poszukiwania i wydobycie ropy i gazu na czterech kontynentach. Są obecne w Europie, Azji, Afryce i Ameryce Północnej. Niewątpliwie największe sukcesy, ale czasami i bolesne porażki, odnotowuje PGNiG, które działa w branży najdłużej. Gazowniczy koncern obecną pozycję zawdzięcza nabytym w lutym 2007 r. udziałom w norweskim złożu Skarv. W ostatnich dwóch latach opierał na nich niemal całą zagraniczną produkcję. Stosunkowo niewielkie wydobycie gazu PGNiG realizuje jeszcze w Pakistanie. W Norwegii i na Litwie aktywna jest Grupa Lotos. W obu krajach prowadzi dziś wydobycie. Niedawno do grona firm wydobywczych dołączył PKN Orlen. Stało się to możliwe dzięki nabyciu dwóch firm kanadyjskich. Stosunkowo duże sukcesy odnotowuje Serinus Energy. W jego przypadku są one wynikiem prac mających przede wszystkim na celu, nawet kilkakrotne, zwiększenie produkcji na złożach, ?na których wcześniej inne firmy miały duże problemy. Tak było na Ukrainie, a wkrótce podobne rezultaty zarząd chce osiągnąć ?w Tunezji. Spośród polskich firm niewątpliwie największe porażki w branży poniósł gdyński Petrolinvest. Kilka lat temu spółka zainwestowała duże pieniądze w Rosji i Kazachstanie. Do dziś ?z jej ambitnych planów prawie nic nie wyszło. Flawiusz Pawluk, analityk UniCredit CAIB Poland Gdyby PGNiG nie kupił norweskich złóż, zanotowałby spadek wpływów z wydobycia ropy i gazu. Dzięki umowie ?z Totalem powinny się one utrzymać na dotychczasowym poziomie. W przypadku PGNiG i Grupy Lotos inwestycje w Norwegii niosą dodatkowe korzyści związane z możliwością odliczenia od podatku poniesionych wcześniej wydatków. W mojej ocenie polskie koncerny w kolejnych latach powinny kupować nowe złoża, zwłaszcza jeśli ich cena nie przekracza 9 dol. za baryłkę ekwiwalentu ropy zawartą w rezerwach 2P. Inwestycje powinny być dokonywane w złoża produkcyjne, na rynkach uważanych za bezpieczne. Pojedyncze transakcje nie powinny przekraczać 1 mld zł. Jak głosi mądrość ludowa, „jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze”. Nie inaczej jest w przypadku wojny w Syrii. Oczywiście jest to konflikt wielopłaszczyznowy, w którym możemy wyszczególnić podłoże polityczne, religijne oraz także ekonomiczne. Tak! Tu też chodzi o pieniądze, a dokładnie o gaz, o katarski gaz. To właśnie złoża tego surowca i potencjalne wpływy z jego sprzedaży są przyczyną tak silnego zaangażowania się tego małego emiratu w syryjski konflikt. Spieszę z wyjaśnieniem całej sprawy. Katar posiada trzecie co do wielkości złoża gazu ziemnego na świecie. Sam emirat nie jest w stanie skonsumować nawet małego procenta tego surowca, dlatego jego miażdżąca większość idzie na eksport. Tylko że za bardzo Katarczycy nie mają gdzie go sprzedawać. Poszczególne rynki gazu ziemnego na świecie są dosyć szczelne i bardzo trudno jest na nich przebić się szejkom z Kataru ze swoją ofertą, ponieważ rynek w Ameryce Północnej jest już przesycony, rynek azjatycki jest niesamowicie konkurencyjny, a w przyszłym roku dojdzie jeszcze osiem nowych ujęć gazu w Australii. Najlepsza sytuacja pod tym względem jest na rynku europejskim, ponieważ występuje na nim monopolista w postaci rosyjskiego Gazpromu, od którego jest uzależniony cały kontynent. Z resztą sami Europejczycy entuzjastycznie przywitaliby konkurencję rosyjskiego giganta. I tutaj Katarczycy upatrują swojej szansy. Wielu z Was słyszało z pewnością o projekcie Nabucco, czyli gazociągu prowadzącym z Turcji, przez Bałkany, aż do Austrii, który miałby dostarczać konkurencyjny gaz względem gazu rosyjskiego. W pierwotnym założeniu myślano o gazie z basenu Morza Kaspijskiego, przede wszystkim z Turkmenistanu oraz ewentualnie z Azerbejdżanu. Katarscy szejkowie zatem chętnie by się podłączyli do gazociągu Nabucco i pociągnęli nitkę z Kataru do Turcji. Są dwie możliwości podłączenia się Katarczyków do niego. Pierwsza – to pociągnięcie nitki przez Arabię Saudyjską, Kuwejt i Irak do wschodniej Turcji. Ta droga może być jednak wyjątkowo problematyczna, ponieważ niedawno wybuchła w Iraku nowa wojna domowa, która prawdopodobnie będzie jeszcze gorsza od obecnej wojny w Syrii. W związku z tym ryzyko takiej inwestycji osiąga zenit. Druga – to nitka przez Arabię Saudyjską, Jordanię i Syrię do Turcji. Problem jednak w tym że ta nitka musiałaby przechodzić przez terytorium syryjskie, do czego nigdy nie dojdzie, dopóki władzę tam sprawuje prezydent Bashar al-Asad. Właśnie dlatego Katarczykom tak bardzo zależy na jego usunięciu. Z pewnością też dlatego Rosja tak chroni jego władzę, bo zwyczajnie nie chce dopuścić katarskiej konkurencji na rynek europejski. Jak widzimy Rosjanie stają tutaj w obronie przede wszystkim interesów Gazpromu. Rosja jest także chyba jedynym protektorem władzy al-Asada o statusie mocarstwa. Nawet jeśli pierwsza możliwość podłączenia się do gazociągu Nabucco była by bezpieczna, to być może Katarczycy chcą mieć obie możliwości w zasięgu? W końcu stać ich by sfinansować syryjską rewolucję, a „kto bogatemu zabroni”? Zresztą Rosjanie dają wyraźnie do zrozumienia zachodnim i bliskowschodnim sponsorom syryjskich rebeliantów, że nie cofną się przed niczym, by utrzymać prezydenta al-Asada u władzy, skoro wysłali na Cypr mnóstwo okrętów podwodnych oraz całą Flotę Pacyfiku jako odpowiedź na lądowanie amerykańskich Marines w Izraelu. Chcą tym samym zamanifestować, że stając w obronie prezydenta al-Asada, wcale nie żartują. W końcu to poważna sprawa, jeśli rozchodzi się o dochody Gazpromu. Wspomniałem już, że obie nitki prowadzące z Kataru do Turcji musiałyby przechodzić przez terytorium Arabii Saudyjskiej. I tu właśnie zaczyna się rola tego państwa w syryjskim konflikcie. Wprawdzie Saudowie podchodzą do tej wojny bardziej ideologicznie od Katarczyków, to jednak i oni mają tutaj swój własny interes. Poprzez sponsorowanych przez siebie bojowników próbują zainstalować w Syrii całkowicie zależny od siebie wahabicki reżim i wówczas mogliby do woli dyktować warunki Katarczykom, Turkom oraz Europejczykom w sprawie przesyłu katarskiego gazu. Katarczycy natomiast ściśle współpracują z Turkami i dążą do zainstalowania w Syrii władzy syryjskiego oddziału Bractwa Muzułmańskiego, w którym to emir Kataru ma bardzo szerokie wpływy i przez to mógłby liczyć, że nowi przywódcy Syrii wówczas spełnią każdą jego wolę. Oba naftowe mocarstwa sponsorują zupełnie inne brygady rebeliantów, co prowadzi do konfliktów wewnątrz samej opozycji i walki o wpływy w niej. To właśnie dlatego ostatnio doszło do tak zadziwiającej dla zachodniego obserwatora sytuacji, gdzie bojówki sponsorowane przez Katar i Turcję, oprócz wojsk rządowych, zaczęły zwalczać także brygady sponsorowane przez dynastię Saudów i vice versa. W końcu walka o pieniądze to nie żarty! Jak zatem widzimy sami Katarczycy nie żywią do syryjskiego prezydenta żadnej ideologicznej, politycznej czy religijnej urazy. To mniej więcej tak jakby chcieli mu zakomunikować „Bashar, nie obraź się, nic do ciebie nie mamy, ale taki biznes! Kasa musi się zgadzać.” Obserwuj Nas Opublikowano: | Kategorie: Gospodarka, Polityka, Wiadomości ze świataLiczba wyświetleń: 396W mediach jakby przycichło na temat Syrii. Świat pasjonuje się obecnie śmiercią trzech osób w Bostonie i nikogo nie interesują setki ofiar na Bliskim Wschodzie, a powinno, bo to państwa zachodnie pośrednio odpowiadają za ten nieustający rozlew krwi. Ten sam scenariusz, który zastosowano wobec Iraku czy Libii jest teraz stosowany wobec Syrii. Do tej pory wydawało się, że podstawowa różnica między tymi krajami polega na tym, że w Syrii nie ma ropy naftowej. Okazuje się, że takie założenie może być kilka lat temu firmy poszukiwawczej z Norwegii w Syrii złoża ropy naftowej i gazu, które pozwoliłyby, aby ten kraj osiągnął znaczące miejsce na świecie w eksporcie węglowodorów. Norwegowie znaleźli ponoć w Syrii 14 obszarów bogatych w ropę naftową, w tym cztery największe pola naftowe miałyby się znajdować w pobliżu nadmorskiego miasta Banias w pobliżu granicy z Libanem. Gdyby doszło do eksploatacji samych tych pól mogłyby utrzymać produkcję ropy, równą Kuwejtowi. Kolejne cztery pola w potwierdziły rezerwy równe Cyprowi, Libanowi i Izraelowi razem wziętych. Tak, więc, Damaszek teoretycznie powinien być w stanie wyprodukować 6,7 mln baryłek ropy dziennie, w sumie tylko dwa razy mniej niż Arabia tej samej Syrii, norwescy eksperci odnaleźli też ogromne ilości gazu, co w przyszłości może być niekorzystne dla Kataru. Rząd Assada odmówił umieszczenia na swoim terytorium gazociągu do Europy, czego bardzo oczekiwał katarski emir. W istocie, w przypadku pozytywnej decyzji, koszt katarskiego gazu sprzedawanego do Europy byłby znacząco niższy niż rosyjskiego. Więc w tej kwestii syryjscy przywódcy byli rzeczywiście po stronie zauważyć, że pomimo wszystkich podpisanych umów o poufności wyniki prac poszukiwawczych, zostały sprzedane do kilku międzynarodowych koncernów naftowych. Jeśli raporty są prawdziwe stanowią przekleństwo dla Syrii. Teraz jasne staje się zainteresowanie państw zachodnich i arabskich w zniszczeniu świeckiego reżimu Assada i ustanowienia jakiegoś marionetkowego rządu, który robiłby to, co chcą zainteresowane tym strony. Celem operacji może być po prostu uzyskanie dostępu do lokalnej ropy naftowej i nie dostrzegać w tej sytuacji analogii między tym, co stało się w ciągu ostatnich kilku lat z polskim gazem łupkowym, który w rękach zachodnich koncernów również mógł stanowić zagrożenie dla rosyjskich interesów w Europie. Znowu można powiedzieć, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to choćby pozornie wydawało się to niezwiązane, może chodzić o pieniądze, czyli o gaz. Na szczęście u nas nikt nie wywołał z tego powodu wojny, ani nie dąży już do zmian politycznych osiąganych za pomocą krwawych podstawie: RT Źródło: Zmiany na Ziemi TAGI: Gaz i ropa naftowa, SyriaPoznaj plan rządu!OD ADMINISTRATORA PORTALUHej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym. Do Norwegii platforma wiertnicza przypłynęła ze stoczni w Abu Zabi. Za dwa tygodnie, kiedy technicy zakończą jej finalny montaż, platforma wypłynie na oddalone o blisko 100 km od brzegu podmorskie złoże YME. Szefowie Lotosu liczą, że już w przyszłym roku wydobędą z niego 400 tys. ton ropy. Nie tylko Lotos – Ta inwestycja to część naszej strategii, dzięki której na przełomie 2014 i 2015 r. z własnych źródeł chcemy pozyskać milion ton ropy – mówi Marcin Zachowicz, rzecznik Lotosu. By zrealizować ambitne plany, Lotos chce przejąć do końca roku pełną kontrolę nad litewską spółką wydobywczą Geonafta, w której dziś ma 42 proc. udziałów. Ta transakcja pozwoliłaby zwiększyć zdolności wydobywcze o 30 proc. Grupa Lotos to niejedyna polska firma, która finalizuje inwestycje w eksploatację własnych złóż surowców energetycznych. W przyszłym roku Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zamierza uruchomić wydobycie ropy naftowej w Norwegii. Stopień zaawansowania prac przygotowawczych wynosi blisko 80 proc. Polska firma trzy lata temu kupiła pakiet 12 proc. udziałów w złożach Skarv i Snadd, które zawierają nawet 36 mld metrów sześciennych gazu oraz 15 mln ton ropy naftowej. PGNiG przypadnie część zasobów szacowana na pół miliona ton ropy i 400 mln m sześc. gazu rocznie. W Azji inżynierowie PGNiG szukają gazu w Pakistanie. W tym roku na prace poszukiwawcze za granicą PGNiG wyda prawie 350 mln zł. Kulczyk też szuka – Problem w tym, że te inwestycje pochłaniają środki, jakie można by wydać na zwiększenie wydobycia w kraju, co poprawiłoby nasze bezpieczeństwo energetyczne – mówi analityk rynku paliw Andrzej Szczęśniak. Faktycznie, choć inwestycje w eksploatację zagranicznych złóż pochłonęły już miliardy dolarów, nadal nie widać efektów. Inwestorzy są rozczarowani szczególnie mizernymi efektami poszukiwań w Rosji i Kazachstanie prowadzonych przez Petrolinvest, giełdową spółkę, której udziałowcem jest Ryszard Krauze. Szefowie firmy chcą jednak szybko wyjść z impasu. Na początku ubiegłego tygodnia Petrolinvest zawarł przedwstępną umowę dotyczącą nabycia 50 proc. w rosyjskiej spółce Bogorodsknieft. Firma wydobywa już ropę ze złóż Bogorodskie i Nikolskie. Łączne udokumentowane i potwierdzone zasoby ropy naftowej obu tych pól wynoszą blisko 45 mln baryłek. Zasoby perspektywiczne oceniane są dodatkowo na 20 mln baryłek. Na wsparcie zagranicznych partnerów liczy też Kulczyk Oil Ventures (KOV), który podpisał niedawno umowę z firmą MENA Hydrocarbons na poszukiwania ropy i gazu w Syrii. To Lotos ma najlepszą strategię Spośród polskich firm poszukujących własnych złóż surowców energetycznych największe szanse powodzenia ma strategia Lotosu. Firma realizuje ją powoli, ale konsekwentnie, i wszystko wskazuje na to, że uda się jej osiągnąć zauważalny udział ropy z własnego wydobycia. Spółkom Petrolinvest oraz Kulczyk Oil Ventures brakuje spektakularnego sukcesu, czyli dużego odkrycia złóż. Na razie ich inwestycje pozostają we wstępnej fazie realizacji. Ale nawet jeśli nasze firmy znacznie zwiększą wydobycie ropy naftowej za granicą, to wpłynie to tylko na wyceny ich akcji. Ceny paliw w Polsce ustalane są według notowań cen ropy naftowej i paliw na międzynarodowych rynkach. Dla tych wyliczeń pochodzenie ropy przerabianej przez nasze rafinerie jest bez znaczenia. W dodatku polskie zakłady przerabiają ropę rosyjską, bo to jest najbardziej uzasadnione ekonomicznie. Dlatego nikt nie będzie się trudził sprowadzaniem surowca z innych regionów świata. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję W poniedziałek 2 marca sponsorowana przez ONZ Międzynarodowa Komisja Śledcza ds. Syrii (COI) przedstawiła raport na temat działań wojennych, które miały miejsce w tym kraju od 11 lipca 2019 r. do 10 stycznia 2020 r. – informuje DW. Zgodnie z tym dokumentem liczba zbrodni wojennych w Syrii stale rośnie. Według ekspertów ONZ w wielu z nich uczestniczy rosyjskie lotnictwo wojskowe uzbrojone grupy dyktatora Baszara al-Assada, a także rosyjskie lotnictwo wojskowe. Według niezależnej komisji w wyniku ataków naziemnych i powietrznych przeprowadzonych w wyżej wskazanym okresie dziesiątki cywilów zostało zabitych i rannych, zniszczono też szereg obiektów infrastruktury cywilnej, w tym rynki i szpitale w Syrii. Jako przykład takich przestępstw w raporcie wymieniono dwa naloty na rynek w mieście Ma’arrat an-Numan, które miały miejsce jeden po drugim rano 22 lipca 2019 r. Dokument mówi, że w wyniku tych ataków zginęło co najmniej 60 cywilów, w tym kilkoro dzieci. Innym przykładem jest atak na obóz położony dwa kilometry od miasta Has, gdzie 16 sierpnia 2019 r. znajdowali się wysiedleńcy. Zgodnie z raportem COI, opartym o dostępne dowody, w tym między innymi zeznania świadków, materiały wideo, raporty z nadzoru powietrznego i systemy wczesnego ostrzegania, komisja ma powody sądzić, że w każdym z powyższych przypadków brało udział rosyjskie lotnictwo. „W obu tych przypadkach rosyjskie siły powietrzne nie skierowały ataków na konkretny cel wojskowy, co jest równoznaczne ze zbrodnią wojenną, ponieważ ataki ślepe były przeprowadzane na obszarach zamieszkałych przez ludność cywilną” – czytamy w dokumencie. Nalot na miasteczko Ma’arrat an-Numan był wyjątkowo okrutny, ponieważ kiedy po około 10-15 minutach na miejscu pojawili się pierwsi ratownicy, Rosjanie zrzucili bombę, zabijając kolejnych cywili. Według autorów raportu ONZ, w pobliżu nie znajdowały się jednostki wojskowe sił przeciwnika, dlatego jest to zbrodnia wojenna. PRZECZYTAJ: Prezydent USA Donald Trump: Rosja, Syria i Iran zabijają tysiące cywili w prowincji Idlib Erdogan: Rosja nieustannie atakuje cywilów, dokonuje masakr i przelewa krew w Syrii. Europę może zalać nowa fala uchodźców KOMENTARZ REDAKCJI Wojny w Libii, Syrii i na Ukrainie nie są konfliktami lokalnymi i regionalnymi. Są to teatry rosyjskich operacji wojskowych przeciwko Zachodowi. Wojna wywołana przez Putina w Syrii uderzyła rykoszetem w Europę. Setki tysięcy uchodźców są wynikiem barbarzyńskich bombardowań syryjskich miast przez rosyjskie lotnictwo. Fale uchodźców spowodowały poważny kryzys w Unii Europejskiej i stały się przyczyną rosnącej popularności skrajnie prawicowych populistów, którzy działają w interesie agresywnej Rosji. PRZECZYTAJ: Rosja korzysta z napływu ekstremistów do Europy i sponsoruje ataki terrorystyczne na Zachodzie – amerykański ekspert DLACZEGO KREML SPROWOKOWAŁ WOJNĘ W SYRII Rosyjski gen. Leonid Iwaszow, szef think tanku Akademia Problemów Geopolitycznych w Moskwie, w trakcie programu „Wieczór z Władimirem Sołowiowem” w telewizji Rossija 1 ujawnił prawdziwe powody wojny w Syrii: interesy Gazpromu i groźba bankructwa Rosji. „Gdyby Rosja tam nie weszła i nie utrzymała u władzy reżimu Asada, to dziś mielibyśmy bardzo poważny problem z budżetem. Ta wojna toczy się o trzy gazociągi. W Katarze i Iranie są gigantyczne złoża gazu” – powiedział gen. Iwaszow. (Według Międzynarodowej Agencji Energii największe złoża gazu na świecie, zawierające 51 bln m sześc., czyli jedną piątą potwierdzonych zapasów gazu na globie, znajdują się w Zatoce Perskiej między Iranem a Katarem – red.). „Co gwałtownie zmniejszyłoby nasz udział w rynku gazu?” – spytał prowadzący program Władimir Sołowiow. „Tak! Pierwszy gazociąg, który chcieli budować, miał iść przez terytorium Syrii i Turcji do Europy. Turcja stałaby się głównym operatorem dostaw gazu” – odparł generał. „A więc wtargnęliśmy do Syrii, żeby zabezpieczyć sprzedaż gazu przez Gazprom?” – dopytywał dziennikarz. „Tak. Kiedy Asad w 2011 roku, nie bez naszej presji, odmówił podpisania tego porozumienia (umowy o budowie gazociągów przez terytorium Syrii – red.), to zobaczcie co się stało” – odrzekł szef Akademii Problemów Geopolitycznych. Z kolei Katar zaczął finansować syryjską opozycję, która zorganizowała masowe protesty przeciwko reżimowi Baszara al-Asada. Tak więc, Kreml sprowokował a później włączył się w wojnę w Syrii, by powstrzymać budowę gazociągów do Europy i by zapewnić Gazpromowi sprzedaż. Rosyjscy imperialiści są w stanie usprawiedliwić każdą agresję przeciwko suwerennym narodom. Warto w tym momencie przywołać słowa dyrektora rosyjskiego Centrum Badania Krajów Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej Siemiona Bagdasarowa, który tak tłumaczył udział armii FR w konflikcie syryjskim: „To nasza ziemia! Stąd właśnie przyszła do nas cywilizacja. Z Antiochii przyszli do nas pierwsi mnisi. Duchowni na Rusi byli Syryjczykami. Z pochodzenia byli nie Grekami, lecz Syryjczykami. I w czasie obchodów 300-lecia rodu Romanowów całą liturgię odprawiała nie rosyjska Cerkiew prawosławna, lecz antiochijska Cerkiew prawosławna. Gdyby nie było Syrii, nie byłoby Antiochii, nie byłoby prawosławia i nie byłoby Rusi! To nasza ziemia! To nasze święte miejsca!”. JAK ROZPOCZĘŁA SIĘ WOJNA W SYRII Dynastia syryjskich dyktatorów Baszszara al-Asada i jego ojca Hafiza al-Asada nigdy nie cieszyła się poparciem większości Syryjczyków. Są przedstawicielami alawitów (odłam szyizmu), najstarszej mniejszości religijnej Syrii liczącej ok. 1,95 mln, stanowiącej 11 proc. ludności. Zdecydowana większość Syryjczyków to sunnici, których jest ok. 70 proc. Pozostali to chrześcijanie i druzowie. Hafiz al-Asad wsławił się krwawym stłumieniem protestów radykalnej partyzantki sunnickiej w mieście Hama, zabijając od 3 do 25 tys. islamistów oraz cywilów. Przy wsparciu ZSRS ustanowił brutalną dyktaturę. Tysiące opozycjonistów zostało uwięzionych. Właśnie dlatego sunici nienawidzą rządzącej mniejszości, która uzurpowała sobie władzę w tym kraju i za pomocą terroru sprawuje despotyczne rządy. Arabska wiosna w latach 2010-2012 pokazała słabość autorytarnych dyktatur. Monolitowe reżimy Tunezji, Egiptu, Jemenu oraz innych krajów arabskich upadły jak domki z kart. Kolejne konflikty i wojny domowe doprowadziły do zmiany konfiguracji geopolitycznej w regionie. Wydarzenia te zainspirowały Syryjczyków, którzy mieli nadzieję na pokojowe przemiany w kraju. Dziesiątki tysięcy ludzi w różnych miastach Syrii wyszły na ulice, by protestować przeciwko reżimowi znienawidzonego Baszszara al-Asada, ale w marcu 2011 roku dyktator nakazał strzelać do pokojowo nastawionych demonstrantów, którzy w zdecydowanej większości nie mieli nic wspólnego z radykalnym islamizmem. Zginęły setki cywilów w całym kraju. Tak rozpoczęła się wojna w Syrii. ZOBACZ TAKŻE: Europa Umiera? Za aktywną działalnością terrorystów w Europie i USA stoi Kreml – oficer FSB Eksperci: To Rosja stworzyła Państwo Islamskie Ukraina przekazała NATO raport o związkach Rosji z ISIS Ukraina przedstawiła NATO kolejny raport o rosyjskich powiązaniach z islamskimi terrorystami Putin za pomocą islamistów z ISIS chce rozpętać wojnę na Bałkanach! Niepokojąca prognoza Państwo Islamskie pomaga Putinowi w walce z Zachodem Były oficer FSB: Rosja przerzuca do Europy szpiegów udających uchodźców Wycofując się w Iraku terroryści ISIS zgubili swe rosyjskie paszporty (wideo) John McCain: Putin używa uchodźców jako broni NATO oskarża Rosję: „Używa uchodźców jako żywej broni przeciwko Europie”

złoża gazu w syrii